Teksty
po polsku
Korczowski
Paris Atelier Photo Michel Lunardelli
Korczowski
(dokumentacja):
Prawa Autorskie©
Wszystkie materialy na stronie internetowej Korczowski chronione sa prawami
autorskimi. Zadna praca nie moze byc reprodukowana, kopiowana, przechowywana,
przetwarzana, albo uzyta w calosci lub czesci, bez pisemnej zgody. Wszystkie
prawa zastrzezone.
Malgorzata
Dorna Oniryczne spektakle Bogdana Korczowskiego
Taka
jest na ogól regula gry. Jezeli mikrokosmos sceniczny jest dostatecznie
silny, aby ukazac i udzwignac caly makrokosmos teatralny, to dlatego tylko,
ze jest tak bardzo ogniskujacy (
) ze jego osrodek moze
sie stac jadrem calego ukazywanego nam swiata. Owa gwiazdzista organizacja
uniwersum dziela (
) moze stanowic jego jadro i osrodek oraz (
)
promieniowac cala kosmicznoscia dziela i ona to wlasnie jest podstawowym
warunkiem teatru.1
Przywolany
tu fragment operuje jezykiem metafor, odwolujac sie zarazem do odwiecznego
znaczenia teatru jako obrzedu i magicznego rytualu. Stajemy bowiem na
scenie Theatrum Mundi i juz sam ten (pozornie naturalny, oczywisty) fakt,
zapisany w swiadomosci odbiorcy, adresata artystycznego przekazu - urasta
do roli archetypu, symbolu. Innymi slowy zarówno dla artysty,
jak i dla odbiorcy, dzielo staje sie centrum Uniwersum, Wszechswiata.
Powinno jednak spelniac konkretny, zapewne najtrudniejszy warunek (podobnie
jak dobrze przygotowana inscenizacja) musi wynikac z potrzeby i z pasji
tworzenia, z glebokiego przekonania o waznosci jego (dziela in statu nascendi)
tresci i formy. Na tym polega zapewne owa ogniskujaca rola
ku jakiej pretenduje i jaka powinno spelniac. Nieprzypadkowo takze w mowie
potocznej utrwalily sie okreslenia, swiadczace o niemoznosci oddzielenia
konkretnych artefaktów od zycia, biografii artysty od jego psychologicznego
portretu, w nich utrwalonego. W konsekwencji dla prawdziwego
artysty dzielo jest zyciem, a zycie dzielem i wydaje sie, ze obie te dopelniajace
sie i sankcjonujace wzajem swe istnienie sfery - wymykaja sie prostym,
powierzchownym interpretacjom.
Tak, wiec dzielo zycia Bogdana Korczowskiego, performera i malarza, artysty
zwiazanego mentalnie z tradycja i dziedzictwem Krakowa, miasta Bohemy,
niezaleznych wedrowców i buntowników, outsiderów
wiodacych wlasny zywot w enklawach postmodernizmu, prowadzacych wlasne,
gleboko przemyslane i przezywane narracje otwiera nas ku nowym,
teatralnym przestrzeniom. Dzielo to, tak mocno zwiazane z biografia, z
biografii owej wyrosle - otwiera nas ku drogom, prowadzacym od mikrokosmosu
sceny ku makrokosmosowi teatru, teatru pojmowanego w kategoriach nieokielzanego,
nieograniczonego Uniwersum. Dzielo to otwiera bramy lub moze raczej odmyka
tajemne, naznaczone pietnem czasu, porosle bluszczem zapomnienia furty
i przejscia ku przestrzeniom, w których zapisane sa zmagania artysty
z materia, ujawnia owe szczeliny, pekniecia wiodace ku (niemal nieistniejacym
realnie) obszarom poszukiwan, dociekan. Dzielo to wreszcie wprowadza nas
na proscenium, kierujac nasze emocje i mysli ku sferze nieledwie przeczuwanej,
poznawanej intuicyjnie, powtarzajacej sie (jak w zwierciadle) w doznaniach
i uczuciach adresatów, odbiorców.
Jezeli zatem odwolac sie do terminologii francuskiego twórcy filozofii
sztuki, teoretyka sytuacji dramatycznej Etienne Souriau
to wlasnie w owych przestrzeniach lub moze raczej sferach, na które
promieniuje owo jadro ukazywanego nam swiata, osobnego i skondensowanego,
zmaterializowanego w pracy, demonstrowanego teatralnym gestem, swiata
artysty - objawia sie rodzaj zbiorowego snienia, traktowanego jako wspólne,
nieco surrealne doswiadczenie urody onirycznych ogrodów.
Obecnosci owych ogrodów, bujnych i zarosnietych, pierwotnych, ogrodów
magicznych, w których czas biegnie po linii kola lub
spirali, ulegajac niekiedy zatrzymaniu dane nam doswiadczac w towarzystwie
najlepszym z mozliwych: Mistrza Tadeusza Kantora oraz jego ucznia,
gorliwego, szczerego wyznawcy absolwenta Krakowskiej Akademii Sztuk
Pieknych. Obaj proponuja nam wedrówke ku sferze opanowanej przez
teatr, teatr totalny, piekny i poruszajacy, bolesny i porywajacy
zarazem, niekiedy groteskowy, pelen karykaturalnych przerysowan, kiedy
indziej powazny, dotykajacy patosu, uroczysty. Obu pozwolimy sie uwiesc,
uwiedzieni rytualem pamieci, obrzedowoscia teatru, tajemnica wszechobecnej
sceny.
Kultura lat siedemdziesiatych obudzila w niespokojnym pokoleniu wiecznych
eksperymentatorów potrzebe kwestionowania wszystkiego, co kanon
uznawal za stale. Ambitny zespól Procol Harum, zainspirowany Aria
na strunie G Jana Sebastiana Bacha przekonywal, ze istnieje bielszy
odcien bieli. Nieznany szerszej publicznosci prozaik zanotowal w
zbiorze opowiadan, ze najciemniejszym odcieniem bieli jest czern.
W drugiej polowie lat szescdziesiatych XX wieku Tadeusz Kantor
tworzy cykl obrazów i kolazy z motywem bialego parasola. Polamane,
poprzebijane drutami skrzydla, nastroszonych, wyrwanych burzy ptaków
- pokrywa gesta materia bieli. Symboliczne znaczenie bieli i czerni jako
wartosci kontrastowych, przeciwstawnych traci swój sens.
Tak wiec okazuje sie nagle, ze ten sam obiekt moze miec w sobie zarówno
biel jak i czern, funkcjonowac w przestrzeni zbudowanej umownie, na ekstremach.
W 1974 Bogdan Korczowski pokazuje na festiwalu w Nowej Rudzie Bialy
Rower, prace dedykowana Marcelowi Duchampowi, temu samemu który
na poczatku minionego stulecia, wiedziony potrzeba buntu i prowokacji,
swiadom dazen czlowieka ku obrzedowosci, ku rytualom i tajemnicy totemicznych
przedmiotów - brutalnie demaskuje konwencje. Odrzuca jednym, jakze
teatralnym gestem powszechnie uznawane, uniwersalne kanony piekna.
Prowokacja przynosi mu slawe. Duchamp (wielki rezyser, inscenizator) stawia
na scenie prestizowej, nowojorskiej galerii wyprodukowany
seryjnie, ready made pisuar. Nadaje mu tylez romantyczne,
co kiczowate miano: Fontanna.
Bialy Rower, pomalowany starannie staje, w kilkadziesiat lat pózniej,
niby aktor na teatrum miasta, wyniesiony na cokole prostopadloscianu.
Nie tyle zwykly, teatralny rekwizyt, co raczej statua, symbolizujaca estetyczne
potrzeby zbiorowosci. Artysta - kreator i destruktor zarazem (w toku dzialan
performatywnych rower ulega bowiem zniszczeniu, rozpadowi, by ostatecznie
zamienic sie w kupe zlomu, pochlapana malowniczo farba), tak wiec artysta
przypisuje sobie role Demiurga, kreatora równemu Bogom.
Nieco wczesniej, przy okazji przygotowan do Sympozjum Plastycznego
Wroclaw 70 Tadeusz Kantor projektuje rzezbe, dziewieciometrowej
wysokosci krzeslo, nalezace (obok gigantycznych rozmiarów wieszaka)
do cyklu pomników niemozliwych. Wieszak-most i ogrodowe
krzeslo, przeznaczone do ekspozycji w przestrzeni urbanistycznej nowoczesnego,
bedacego w ruchu miasta otwieraja scene totalnego teatru
Kantora ku Uniwersum. Realizacja pomnika Krzeslo nastepuje
po latach. Dnia 8 wrzesnia 2011 betonowa, ascetyczna, chropawa konstrukcja
staje przy ul. Rzezniczej we Wroclawiu, nieopodal Teatru Wspólczesnego.
Prototyp, odlany w betonie, w piata rocznice smierci Kantora, znajduje
sie jeszcze dzisiaj przed niszczejacym, ulegajacym powolnemu rozpadowi
domem artysty w Hucisku. Tak to czas zapisany w dziele, czas odnajdywany
i po Proustowsku poszukiwany zatacza kolo. A kolo to znak magiczny,
archetyp centrum Wszechswiata, symbol sfery sacrum i mitu. Nieprzypadkowo
tez Bialy Rower Bogdana Korczowskiego zostaje umieszczony
w namalowanym biala farba kole. Motyw kola lub kregu stanie sie wyróznikiem
jego dziel, symbolem jadra Uniwersum, prapoczatku i praprzyczyny, a takze
otwarcia ku nieskonczonosci Wszechbytu.
Wszystko jest teatr chcialoby sie dzisiaj powiedziec,
parafrazujac slowa nielubianego w epoce minionej poety, który twierdzil
z artystyczna fantazja, ulegajac potrzebie prowokacji i skandalu, stylizujac
wlasne zycie na sztuke, a sztuke na zycie, ze wszystko jest poezja.
W swym lapidarnym, teatrologicznym eseju, zawierajacym rodzaj postawionej
nie bez emocji, jednak bardzo rzeczowej, konkretnej diagnozy badacz
i antropolog teatru, Dariusz Kosinski proponuje by poszukac nowej definicji
spektaklu i widowiska, definicji na miare zainteresowan, oczekiwan i spolecznej
wrazliwosci czlowieka poczatków XXI wieku.2 Zmienila sie bowiem
perspektywa postrzegania teatru. Dawny teatr wydawal sie mocno osadzony
w kontekscie zycia spolecznego, zycia zbiorowosci, w kontekscie wydarzen
historycznych i politycznych. Dzisiejszy nie jest juz osadzony
jest zyciem, istota, sama esencja zycia spolecznego, prywatnego,
kwintesencja zycia zbiorowosci we wszelkich jego przejawach i formach,
istota filozoficznych poszukiwan i dociekan
I dzieje sie tak niezaleznie od faktu, ze teatr ten, wszechobecny i wszechogarniajacy
- traktowany byl niemal od zawsze podobnie jak teatry oparte
na iluzji, ukrywajace swa sztuczna nature, w których
aktorzy nie grali, a byli postaciami, podczas gdy scene od
widowni oddzielac miala mentalna, jak pisze Kosinski czwarta
sciana - jako rodzaj narracji, konwencji, przemyslanej artystycznej
wypowiedzi. Podczas jednak, gdy tamten teatr postrzegany byl
jako teren niezobowiazujacych spotkan towarzyskich, przestrzen w której
widz (rozumiejacy i akceptujacy umownosc spektaklu) dawal sie poniesc
i uwiesc fabule ten teatr, wspólczesny lub wspólistniejacy
z nami to sfera sacrum, przestrzen magiczna wspólnie odprawianego
obrzedu i rytualu, przestrzen otwarta, sankcjonujaca podejmowanie
dzialan w miejscach nieteatralnych. W miejscach niewydzielonych,
poza obszarem sceny, zapewne takze na plaszczyznie obrazu lub w przestrzeni
performansu i happeningu.
Nieprzypadkowo tez wypowiedz Kosinskiego, oparta na zalozeniu, ze teatr
stanowi organizm zywy, którego czujaca, wrazliwa tkanka
zdaje sie ulegac nieustannym transformacjom, przemianom nie prowadzi
(jak mozna by oczekiwac) do przyjecia jednej, konkretnej definicji, gdyz
(jak zastrzega na wstepie autor) uzycie w tytule przyimka ku
(Teatr XXI wieku ku nowym definicjom) wiaze
sie z wyruszeniem dokads, ze stanem otwarcia i dazenia do celu, który
wcale nie musi byc okreslony, a nawet kto wie? moze wcale
nie istnieje.3 Znaczaca okazuje sie tutaj zatem nie tyle ostateczna
definicja teatru wspólczesnego, której nie ma potrzeby precyzyjnie
ustalic, ile moment rozpoczecia jej poszukiwan, owo miejsce podjecia wedrówki
i wytyczenia poczatku drogi badacza, bacznego obserwatora charakterystycznych
dla naszych czasów zjawisk para-teatralnych, rozgrywajacych sie
na ulicach i placach miast.
Poszukujac nowej formuly teatru, nowej koncepcji siebie jako artysty
Bogdan Korczowski staje w obliczu równie ambitnego jak to, jakie
podjal (przywolany juz tutaj) teoretyk teatru - wyzwania. Rozliczajac
sie z tradycja tak wielobarwnej, róznorodnej dziedziny, jaka w
drugiej polowie XX wieku okazuje sie performatyka, podejmujac dialog z
Tadeuszem Kantorem i Jego totalnym dzielem - Korczowski objawia
przed naszymi oczami wlasne widzenie spektaklu, wlasna scene, bez nadmiaru
rekwizytów i bez rozmalowanej na prospekcie, imitujacej realnosc
scenografii. Wybiera samotna i ekscytujaca droge Wielkiego Inscenizatora.
Wybiera ja równolegle i niezaleznie od artystycznych poczynan twórców
ekspresji Mlodych Dzikich. Co prawda jego pierwsze prace malarskie przepojone
sa sila i sugestywnoscia wlasciwa dla poszukiwan ekspresjonistów
- celowa chropawosc, szeroki pociagniecia pedzla, niekiedy pelen dynamiki
i wewnetrznych spiec, dramaturgicznych kontrapunktów, malarski
rysunek wprost na plachcie, czy szmacie, szeroki obrys, po formie. Nie
jest to jednak tylko ekspresjonizm. Dynamika i metaforyka
prac niesie bowiem w sobie zarówno cos pierwotnego, typowego dla
eksperymentów przedstawicieli calego ruchu, kwestionujacego nowa
figuracje, czy tez malarstwo faktu, reprezentowane przez popularna w latach
siedemdziesiatych krakowska grupe Wprost. Miesci sie w niej,
w owej dynamice - rodzaj dramaturgii osobnej, wyroslej na gruncie dazenia
ku symbolicznej, magicznej abstrakcji.
Inicjujacym cykl twórczych poszukiwan zdarzeniem staje sie tutaj
aranzacja sytuacji parateatralnej lub calych ciagów tego typu sytuacji,
które mozna by nazwac haslowo snieniem. To wlasnie
bowiem na granicy jawy i snu powracaja surrealne obrazy. Sen nie niesie
w sobie innej, niz wewnetrzna logiki. Nie przyjmuje narzuconego
a priori porzadku. Wyrasta z potrzeby magii, odkrywania i objawiania,
w ulamkach, we fragmentach geometrycznych podzialów, naznaczonej
emocja przestrzeni, zblizania sie ku odwiecznej Tajemnicy. Sen takze lub
moze raczej snienie, prowadzacej ku abstrakcji drogi objawia w naglym
blysku, w przeblyskach swiadomosci bogata materie rozedrganego, rozmigotanego
bytu. Sen przywoluje symbole, ukladajace sie w rodzaj runicznego, archetypicznego
pisma, przyznajac artyscie role szamana lub maga.
We snie mozna podjac dyskurs z tym, co dawno minione i kontakt z tym,
co przyszle, co powtórzy sie w formie znaku: weza (archetypicznego
uosobienia madrosci), plonacego trójkata i równoramiennego
krzyza, utrwalonego na plótnie totemu, obrysu koperty bez listu,
plaskiej, surrealnej formy przeniesionej ze swiata Natury, czy wreszcie
- oderwanego od pierwotnie przypisanych mu tresci, odrecznego, pospiesznego
pisma. We snie mozna podjac urwana w pól slowa, w pól gestu
rozmowe z Wielkim Nieobecnym. Sen nieprzespany, ocierajacy sie o sprawy
ostateczne, doswiadczany niemal jako substancja, w sposób materialny,
sen gleboko przezyty i przezywany po wielekroc - prowokuje Bogdana Korczowskiego
do podjecia dialogu z twórczoscia Tadeusza Kantora, której
efektem staje sie instalacja Jemu (Kantorowi) dedykowana i Jemu (jako
domniemanemu wspóltwórcy) ostatecznie przypisana, przynalezna
sferze Jego zycia i sztuki, zycia które pozostalo teatrem.
W miedzyczasie, gdzies na obrzezach glównego nurtu swych poszukiwan
Bogdan Korczowski zapisuje pierwotne, geometryczne formy, pozostawia
magiczne znaki, totemy i listy, owe slady obecnosci, dowody istnienia,
jednostkowego, indywidualnego bytu, zanurzone w materii pelnego ekspresji
i wewnetrznych napiec, pozostajacego w nieustannym ruchu, in statu nascendi
Uniwersum. Malarski zapis kadrów owego ruchu, etapów
kosmicznej metamorfozy odnajdujemy takze w pojemnej formule wystawy Laniakea,
bedacej celowym powrotem do watków rozpoczetych przed laty, do
motywu czasu i przestrzeni jako glównych bohaterów trwajacego
bez konca - spektaklu.
Dane nam wejsc w przestrzen sceny, pozwolic by otoczyly nas wirujace slonca,
kola i gwiazdy, zanurzyc sie w otchlani nieskonczonego Uniwersum. Dane
nam stworzyc wlasna, kosmiczna narracje, zatrzymujac sie na dluzej przed
wybranymi pracami, pieszczac wzrokiem ich chropawa strukture, kontemplujac
doskonalosc konstrukcji i piekno glebokich, plomiennych czerwieni, az
po oranz, brazy i zólcie, az po fiolet, blekity i czernie, owe
najciemniejsze odcienie (jakze umownej, zawsze jednak symbolicznej) bieli.
Dane nam wreszcie doswiadczyc bezposrednio sacrum, poczuc puls rozszerzajacego
sie Wszechswiata, cieplo otwartych kraterów, rytm bijacego serca,
jadra i prawdziwej istoty Stworzenia. Dane nam
Malgorzata
Dorna
Maciej
Siejewicz
Tekst do katalogu
wystawy Korczowski Snake
Prezentowane prace stanowia skromna reprezentacje bogatego artystycznego
dorobku Bogdana Korczowskiego. Taka koncepcja doboru dziel zwykle powoduje
naturalna sklonnosc do próby chocby niepelnej, ale jednak syntezy
i wskazania, co wazne w danej twórczosci i co moze byc kluczem
do jej odczytania. Sam artysta nigdy nie ulatwial tego zadania. Juz blisko
dwie dekady temu mówil o swojej twórczosci tak: Opowiadam
sam sobie historie w nieznanym jezyku, jezyku utworzonym z kolorów,
znaków, sladów, materialów, rysunków. Jesli
ktos zdola odczytac czy odcyfrowac to pismo, to tym lepiej. Proces
odczytywania niech pozostanie indywidualna sprawa kazdego. Natomiast warto
wskazac chocby jeden trop, który bylby przynajmniej w czesci kluczem
do odczytania intencji artysty. Dla Bogdana Korczowskiego wazne sa dwie
wydawaloby sie sprzeczne drogi. Droga w glab
i droga przed siebie. Paradoksalnie czy nie, jedna bez drugiej
nie istnieje. Dzieki podrózy przed siebie, fizycznego
doswiadczania natury, krajobrazu, innej kultury, mozliwa jest podróz
w glab, w siebie, do wnetrza wyobrazni, pamieci, wspomnien. Latwo
sobie wyobrazic, ze i odwrócenie kierunków takze miewa miejsce.
Tak czy inaczej, ten proces podrózowania wydaje sie
fundamentem i glównym impulsem w twórczosci artysty. Bez
trudu odnajdziemy w prezentowanych na wystawie pracach echa tych doswiadczen.
Zreszta i sam artysta naprowadza nas na ten wazny trop mówiac:
Moje cale zycie jest podróza. Gdy mialem 15 lat, odkrylem
w sobie powolanie do malarstwa. Wówczas to wyobrazalem sobie malarza
jako wiecznego podróznika. Ciekaw bylem swiata wokól mnie.
Nie potrafie zyc bez podrózy, z góry mysle o kazdej z nich.
Ciekawosc podrózy pobudza mnie. I wlasnie to podrózowanie
zwiazane jest we mnie z pamiecia. Cale zycie codzienne tez jest pamiecia.
Gdy podrózujemy, jednak czynimy wszystko inaczej. Musimy przyswoic
sobie odmienny rytm. I w takich chwilach równiez nasza percepcja
staje sie rózna. Jesli zatem podróz jest bodzcem do
tworzenia, czym jest symboliczny jezyk stosowany przez artyste? W tym
ujeciu widac wyraznie, ze metaforyzacje i narracyjnosc wiaze autor, konsekwentnie,
ze znakiem, figura, z opowiescia o historii, losie i kulturze, natomiast
abstrakcja jest dla niego obszarem wolnosci, mozliwoscia wymkniecia sie
opowiesciom, anegdotom, a przede wszystkim historii, i zanurzenia
sie w czyms co metafizyczne, pierwotniejsze, nie wyslowione. Sa
podróze introspektywne, intymne, które nalezy przebyc. Narzucajac
sie nam nagle, bezwzglednie, jednoznacznie. I to akurat na calkowitym
pustkowiu odnajdujemy sie twarza wobec swiata, wobec siebie. Byc tam,
nie byc nigdzie. Bladzenie mentalne. Majaczenia zblakanego podróznika?
Trzeba przemierzyc Sahare wewnetrzna, pogodzic sie ze smiercia z pragnienia,
zeby zrozumiec rzeczy, sens zycia, swojego zycia. Podróze
ksztalca. Czasami ksztaltuja. Z czasem nie pozwalaja juz sie zatrzymac.
Z takim rodzajem podrózowania mamy do czynienia w przypadku Bogdana
Korczowskiego. W dzisiejszym swiecie, tak bardzo wirtualnym, pelnym falszywej
autokreacji i sztucznosci, udawania, fake newsów i postprawdy,
niestety coraz latwiej dojsc do wniosku, ze sztuka, w tym bez watpienia
sztuka tworzona przez Bogdana Korczowskiego, jest juz jedna z nielicznych
oaz autentycznosci, glebokiego doznania, afirmacji prawdziwych ludzkich
uczuc. Dostarcza widzowi tego, za czym coraz bardziej teskni: wzruszen.
W pracach Bogdana Korczowskiego nadal znajdujemy to cos, co nas zaskakuje
i sprawia, ze czekamy na wiecej. Co jest przeciezsensem kazdej sztuki.
Link do: Autorski tekst Bogdana Korczowskiego w katalogu
( w formacie PDF) Wystawa "Zbyt pozno na chwale..."
Trzy dekady malarstwa 1979-2009
Link
do: SZTUK PUK "Studium o Bogdanie Korczowskim"
tekst Piotra Zaporowicza
Héloïse
Hautemanière
"Pamiec we fragmentach..."
Tekst do katalogu wystawy: Korczowski "Szaman"
To straszne uczucie,
kiedy zauwazamy, ze bardziej pociaga nas cien niz swiatlo. Gdy odkrylam
obrazy Bogdana Korczowskiego, pierwszym odruchem bylo ich odrzucenie,
zeby nie wystawiac sie na niebezpieczenstwo, lecz zrozumialam, ze cien,
zle samopoczucie i migrena wyzwola slowa.
Na tych kilku stronicach proponuje intrygujaca, zaklócajaca spokój
podróz do ciemnego, dreczacego i niepokojacego swiata tego artysty.
Jest to moja podróz; ale pozwolilam, by obrazy Korczowskiego przeniknely
mnie na wskros, i tych kilka stronic jest tylko moja interpretacja jego
sztuki...
"Kreacja nie jest koniecznie tym, co widac" - mówi Korczowski,
podróznik bez bagazy...
To dzieje czlowieka, który nie zaprzestal podrózy, z malarstwem,
ze swoja sztuka - jego jedyna walizka.
Historia inicjalu
"K".
Bogdan Korczowski urodzil sie w 1954 roku w Krakowie, gdzie zaczyna sie
jego artystyczna podróz. Jego pierwsze spotkanie ze sztuka ma miejsce
w ksiegarni ojca, jedynej w Krakowie otrzymujacej publikacje zagraniczne,
w kraju, gdzie rzadzi cenzura. Jako dziecko, nie rozumiejac jeszcze jezyków,
polyka pochodzace skadinad ksiazki poswiecone sztuce. Nie czyta w nich
slów,ale przesiaka ilustracjami, bawi sie opakowaniem - papierem,
sznurkami i kartonami. Bardzo szybko pojmuje znaczenie materii, nosnika
pamieci. Ksiazka staje sie dla niego przedmiotem swojskim, kolekcjonowanym
przez ojca, sluzacym do odgradzania dwóch pokoi. Paradoksalnie,
jesli ten przedmiot jest latwo dostepny i staje sie niemal banalny, tekst
pozostaje nieprzenikniony, obcy.
Po smierci ojca, w roku 1970, i po zniknieciu jego biblioteki, wie, ze
wlasnemu zyciu musi nadac wymiar artystyczny. W tym samym czasie spotyka
Tadeusza Kantora, mistrza uwazanego za jednego z najbardziej twórczych
artystów polskich tych czasów. Dzielo tego geniusza gleboko
naznaczylo mlodego Korczowskiego, którego sztuka stale oddaje mu
hold, przede wszystkim poprzez wszechobecnosc "K", ich wspólnego
inicjalu.
Na poczatku lat '80 zawija do Francji. Zycie i podrózowanie na
Zachodzie pozwalaja mu "spotkac sie" z oryginalnymi dzielami,
których reprodukcje ogladal w ksiazkach ojca. Wraz z odbywanymi
podrózami jego praca staje sie coraz bogatsza...
Bogdan po wielekroc jezdzi tam i z powrotem miedzy Francja i Stanami Zjednoczonymi.
Okazuje sie, ze jedna z tych podrózy zdeterminuje jego zycie. Centrum
pustynnej Newady staje sie miejscem przeciecia sie dwóch dróg:
jego i Indianina Navajo. Po tym nieco surrealistycznym spotkaniu Korczowski
rozumie, ze artysta jest w pewnym sensie szamanem, który tworzy
swój wlasny jezyk. Nikt, poza samym artysta, nie zna alfabetu przydatnego
do odczytania obrazu. Malo wazne jednak jest, ze sformulowania artysty-szamana
sa malo czytelne, liczy sie tylko rezultat, efekt wywarty na Drugim, uczucie
tego, kto patrzy na obraz, kto zazywa " lekarstwo".
Dzisiaj Bogdan Korczowski zyje w swoim atelier na wzniesieniach Belleville
w Paryzu, myslac o dalszych podrózach, innych spotkaniach i innych
jezykach.
"Usiasc, wziac oddech, przetrawic, nie próbowac zrozumiec,
tylko pozwolic porwac sie obrazowi".
Dzieje pewnego spotkania...
Kiedy wrócilam z atelier Korczowskiego po raz pierwszy, natychmiast
ogarnal mnie dziwny niepokój. Od tych obrazów i zapachów
rozbolala mnie glowa. Pózniej zrozumialam, ze dzielo Korczowskiego
to jedna wielka migrena. Plótna dzialaly na mnie agresywnie tak
liczba, jak ich tonacja. Nielad obrazów, pedzli i szmat przygnebial
mnie. Moja ochota, by opuscic to miejsce, nigdy tam nie powrócic,
uciec przed tym gwaltem byla naprawde ogromna... Jednak cos silniejszego
przytwierdzalo mnie do podlogi , nie pozwalalo wykonac zadnego ruchu.
Olbrzymi, zlowrogi obraz na scianie zdawal sie na mnie patrzec. Kadr wyjety
z jakiegos kosciola: "Usiasc, wziac oddech, przetrawic, nie próbowac
zrozumiec, tylko pozwolic sie porwac obrazowi". Wymowa malarstwa
jest najsilniejsza, to ona zwycieza i sie narzuca. Nie istnieje zadne
inne wyjscie, trzeba tylko zamilknac, sluchac i patrzec. Sam artysta zdawal
sie byc zarysem wlasnej pracowni i wlasnego malarstwa. Uprzedzano mnie,
chcialam jednak zaryzykowac... Ten czlowiek mnie intryguje, przesladuje,
fascynuje. Potem magia zadzialala. Przykula do ziemi, poprowadzila od
obrazu do obrazu, a dzisiaj pozwala ukladac slowa o tych zbyt silnych
przezyciach. Bylam zalekniona, lecz ponad tym niepokojem cos mnie urzekalo.
Nie moglam pozostac obojetna na tak szeroki pokaz kolorów, energii
i slów. Obrazy wygladaly tak, jakby chcialy mi cos powiedziec.
Jezykiem nieznanym, nieuchwytnym, zlozonym. Nie rozumialam tych slów,
ale odczuwalam ich moc. Formula artysty-szamana okazala sie skuteczna,
gwaltowny melanz leku i marzen tetnil i nadal tetni w moich zylach. Nadszedl
czas, zebym dowiedziala sie, co mnie tu zatrzymuje. Chce spróbowac
zrozumiec czlowieka i jego sztuke, nie dla potrzeb krytyki, a po prostu
po to, by sie wyciszyc...
Pamiec, Materia...
Obrazy-archiwum...
Liczne podróze uczynily z Bogdana Korczowskiego kolekcjonera i
pozeracza obrazów, które ofiarowuje nam na swoich plótnach.
Pozywione w ten sposób, jego oczy prowadza reke do malarskiego
przekladu... Jak te wszystkie plamki rzucone na dzielo jego zycia, Korczowski
maluje nieokreslone fragmenty pamieci, zbiorowej i osobistej. Zyje w pospiechu,
maluje bez przerwy, azeby uciec przed smiercia. Zawsze chodzi bowiem o
to, by pozostawic slad po swoim przejsciu...
Pozar kolorów
i form.
W plótna Korczowskiego wciela sie cala pamiec i nabiera w nich
przestrzennosci. Miejsca, wspomnienia, obrazy nabieraja zycia i wydaje
sie, ze chca nam cos powiedziec. Niczym te wszystkie jezyki próbujace
uniknac zobrazowania, krople farby przemawiaja do nas w róznych
dziwnych jezykach, wymyslaja magiczne zaklecia i nas oczarowuja. Materia
obrazów Korczowskiego wyraza zawile sploty jego pamieci, tyle ciosów
nozem, co zatrzyman. Nalezy po prostu nie pozwolic, by ten wewnetrzny
koszmar nami zawladnal. Pamiec nie jest gladka, jednorodna ani jednobarwna.
Na obrazie trzeba tworzyc rózne warstwy, scierac, zaczynac od nowa
i - jak Korczowski - swiadomie plótna postarzac, pozwalajac pedzlowi
zaplakac. Wychodzace z obrazu jezyki ognia to slowa szamana. Dodaja zycia
malarstwu, które bez nich mogloby sie zmeczyc. Nie nalezy próbowac
gasic tego pozaru, lecz po prostu czasami sie oddalic i wyleczyc goraczke...
Malarstwo implikuje akt fizyczny, zaangazowanie ciala.
Korczowski
"Fototeka"
Wystawa "Fototeka"
to sensualna kompozycja obrazów artysty wraz ze zdjeciami polaroidowymi.
Abstrakcyjne malarstwo w polaczeniu z prostym i surowym przekazem polaroidów
tworza pozadana przez twórce dwoistosc, która wplywa na
koniecznosc subiektywnej interpretacji dziela. Sam artysta opowiada o
swoich pracach: "Niektórzy widza w nich wylacznie zdjecia,
podczas gdy inni postrzegaja dzielo w calej jego zlozonosci z malarstwem.
Zawsze sa dwa poziomy percepcji dziela.
Z daleka "Fototeka" przypomina kosmogonie moich obrazow, ale
bliska to cos zupelnie innego. Wprowadzajac w "Fototece"
opozycje pomiedzy abstrakcja i figuracja, artysta ponawia próby
zmierzajace do usytuowania sie w polowie drogi miedzy ekspresjonizmem
i introspekcja.
Wywiad z B.
Korczowskim, Webesteem magazine, nr 10
Debiutowalem w 1974
roku jako performer (performance "Bialy Rower" na festiwalu
w Nowej Rudzie), ale wlasciwie zawsze chcialem malowac i malarstwo jest
moja forma expresji od ostatnich 30 lat. Wielokrotnie dyskutowano na temat
mojego "symbolizmu abstrakcyjnego", szczególnie po mojej
wystawie w Zachecie, która byla calkowicie oparta na abstrakcyjnych
znakach. Wielokrotnie pytano mnie o interpretacje moich obrazów.
Praktycznie nigdy nie zabieralem glosu, zostawiajac innym analize moich
prac. Pewne opinie byly sluszne a inne zupelnie przypadkowe. Pózniej
w Paryzu wielokrotnie slyszalem o pewnej "zmyslowosci" mojego
malarstwa i wtedy rozpoczalem naprawde moja wlasna analize (artystyczna
i psychoanalityczna) tych pojec, zaintrygowany tym "zestawieniem".
W polowie lat 90-tych
zrealizowalem pierwsza serie polaroidów przedstawiajacych fragmenty
ciala ludzkiego i wymieszalem je z moim malarstwem i symbolami jak krzyze
czy gwiazdy.
- Dlaczego polaroid?
Dlatego, ze odbitka
jest unikalna, bezposrednio widzialna, bez specjalnego technicznego manipulowania.
Uzywam polaroidu nie jako fotograf ale malarz, jak "pedzla i farby"
równoczesnie, realizujac setki zdjec i klejac je na obrazie równoczesnie
z farba. Maly format polaroidu narzucal maly format obrazu, ale obsesyjnosc
pracy nie pozwolila mi sie zatrzymac. Doszedlem do punktu, w którym
kilkadziesiat polaroidów zagubilo sie w samej masie poczatkowo
kilkudziesieciu, a potem setki obrazków jako instalacji. Sprowokowalem
i zbudowalem sytuacje malarsko-fotograficzna, która z DALEKA odbieramy
jako MALARSTWO, a która patrzac z BLISKA zmienia sie w sytuacje
FOTOGRAFICZNA.
- Podwójnosc
dziela?
Wielowarstwowosc interpretacji?
Obraz nie jest "niewinny", cos za tym stoi, ale nie nalezy pytac
"dlaczego?". Nalezy pytac "jak?". Ale obraz ani artysta
nie jest "winny", bo jest po prostu wolny. Dotarlem do tego,
ze sugestywnosc i podwójnosc interpretacji nigdy nie jest obiektywna
jesli chodzi o dzielo artystyczne, kazde dzielo artystyczne. Zaskoczony
bylem niedawno reakcja w Polsce na prace Doroty Nieznalskiej. Napisalem
do niej "wolnosc sztuki jest nieograniczona wolnoscia" ; niestety
doszlo do tego, ze Dorote skazano. Totalitaryzm myslenia akceptuje tylko
pytania "dlaczego?", a nie "jak to sie dzieje", ze
artysta dochodzi do pewnych mediów, czy uzywa róznych zestawien
plastycznych?
W Paryzu zrealizowalem w Galerii Selmersheim wystawe moich polaroidów
z lat 90-tych i zatytulowalem "Phototheque" (Fototeka), dajac
ten tytul jako aluzje do prywatnego archiwum artysty. Cala galeria byla
wypelniona okolo 150 pracami z polaroidami i na otwarciu slyszalem zupelnie
inne komentarze obserwujacych moje prace z dystansu kilku metrów
i tych, którzy obserwowali prace z bliska. Ostatnio pracuje nad
duzymi formatami czysto malarskimi i te serie nazwalem "Sensualite
au Vegetal" (Zmyslowosc Roslinna). Sugestia po polaroidach? Moze,
bo to jest praca równolegla do pracy fotograficznej.
"Les Echos
de Pologne", nr 41 (13/26 stycznia 2005), Galeria Nova Krakow, 2005
Po raz pierwszy w
Polsce Bogdan Korczowski prezentuje tworzona od 1995 r. instalacje malarska
"Fototeka". 40 prac z tej serii to male abstrakcyjne obrazki,
w które zostaly wkomponowane zdjecia polaroidowe przedstawiajace
kobiece ciala w erotycznych pozach. Calosc uklada sie w scienny fresk.
Wprowadzajac w "Fototece" opozycje pomiedzy abstrakcja i figuracja,
artysta ponawia próby zmierzajace do usytuowania sie w polowie
drogi miedzy ekspresjonizmem i introspekcja.
Wielka "kabala"
Korczowskiego
Z Bogdanem Korczowskim rozmawia Delphine Dewulf
- W jakim celu wlacza
Pan fotografie do malarstwa?
Uwaga: wprowadzam
do moich obrazów nie fotografie, ale polaroidy. Róznica
polega na tym, ze w przypadku polaroidów nie ma mozliwosci multiplikacji.
A wiec jest to, podobnie jak obraz, unikat. Co wcale nie znaczy, ze bronie
tej techniki. Daze jedynie do zdefiniowania siebie jako malarza. Poza
tym, robiac te zdjecia nie mam na celu stworzenia pieknych obrazów.
Te polaroidy pokazuja rzeczy proste i surowe. Nie ma na nich postaci wprost,
moje ciala kobiet pozostaja bez twarzy.
- Te polaroidy w jasny
sposób pokazuja, co przedstawiaja. Sa figuracja. Pana malarstwo
przeciwnie, zawsze bylo abstrakcyjne...
Tak, interesuje mnie
praca z ta dwoistoscia. Poza tym, od dawna mówiono mi, ze jest
cos sensualnego w moich obrazach. Otóz to nie byl absolutnie cel
moich poszukiwan. Ale zaczalem zastanawiac sie nad tym i zdecydowalem
sie odbic pileczke pokazujac tym razem ostentacyjnie sensualnosc. Ostatecznie
niektórzy widza w nich wylacznie zdjecia nagich kobiet, podczas
gdy inni postrzegaja dzielo w calej jego zlozonosci. Zawsze sa dwa poziomy
percepcji dziela. Z daleka "Fototeka" przypomina moje obrazy.
Z bliska to cos zupelnie innego. Pozwala mi to polozyc nacisk na z koniecznosci
subiektywny charakter interpretacji dziela. A takze zanalizowac sposób,
w jaki inni patrza na moje obrazy.
- Polska jest jeszcze
krajem bardzo purytanskim
Czy spodziewa sie Pan jakiejs szczególnej
reakcji ze strony polskiej publicznosci?
Nie oczekuje reakcji.
Nie staram sie równiez prowokowac. Ale jezeli niektórzy
beda wzburzeni, to bedzie pozywka dla moich rozwazan.
- Pierwszych 26 lat
zycia spedzil Pan w Krakowie, ale od poczatku lat 80. mieszka Pan w Paryzu
Dlaczego zdecydowal sie pan osiedlic we Francji?
W Krakowie poslubilem
paryzanke. Pojechalem za nia do Paryza, gdy rezim w Polsce zrobil sie
zbyt dokuczliwy. Potem juz nie zamieszkalem w Krakowie, a to dlatego,
zeby móc lepiej do niego powrócic. Jestem w podrózy
artystycznej, tutaj i tam. Jestem Polakiem we Francji i Francuzem w Polsce.
To wielkie szczescie dla artysty móc porównywac kultury.
Konfrontacja jest absolutnie konieczna dla tworzenia. Pozwala uniknac
zamkniecia. Podobnie, moja twórczosc unika klasyfikacji. Niektórzy
moga mówic o "symbolizmie abstrakcyjnym", co nie jest
sprzecznoscia.
- Rzeczywiscie, Panskie
obrazy sa niekiedy pelne symboli. Czy ma Pan jakies konkretne przeslanie
do przekazania?
Zwiedzilem duzo wykopalisk
archeologicznych w Basenie Morza Sródziemnego. Czesto znajdowalem
sie przed kamieniami pokrytymi nieczytelnymi napisami. W takich wypadkach
mozna doswiadczyc bardzo silnych wrazen, nawet jezeli naprawde inskrypcja
to tylko antyczna deklaracja podatkowa. Mysle, ze w obliczu dziela nie
trzeba starac sie zrozumiec, ale przede wszystkim odczuc. Bardzo wazne
sa dla mnie slowa Bruno Schulza: "Sztuka nie jest rebusem, do którego
klucz jest gdzies schowany, a filozofia nie jest sposobem na rozwiazanie
tego rebusu." (List B.Schulza do S.I.Witkiewicza).
Maryla
Sitkowska
Fragmenty
tekstu biografii opublikowanej w Slowniku Malarzy Polskich,
(Od dwudziestolecia miedzywojennego do konca XX wieku)
Wydawnictwo Arkady, Warszawa 2001
(...) W pierwszej polowie lat osiemdziesiatych,skrystalizowal sie
indywidualny styl malarski Korczowskiego, artysta ustalil tez symboliki
swoich plocien, ktorej pozostaje wierny bez wiekszych odstepstw do dzis.
Jego malarstwo o mocnej, nasyconej kolorystyce, bogatej fakturze i zywym
gescie, zblizone w formie do wspolczesnych mu kierunkow neoekspresjonistycznych...
Z drugiej strony oddala od nich Korczowskiego fakt, iz jego obrazy az
do polowy lat dziewiedziesiatych nie byly figuratywne,a i w najnowszym
okresie uzywa on form niejednoznacznych, zaledwie nasuwajacych skojarzenia
antropomorficzne. Poczynajac od wczesnego cyklu obrazow "Listy"
(od 1980),artysta umieszczal na swych plotnach wyolbrzymione symbole i
ideogramy, np: otwarte i zamkniete koperty, rozne typy krzyzy i gwiazd,
krztalty piramid, tablic, znakow przypominajacych pismo w roznych alfabetach.
We wczesniejszych obrazach czesto wystepuja drobne znaki ukladajace sie,
jak pismo, w rownolegle rzedy, nalozone na wlasciwa kopozycje niczym przeslona.
W pracach z lat dziewiedziesiatych artysta ukladem form sugeruje kosmiczne
pejzaze ( cykl"Planety", 1993), widoki erupcji i plomieni, wreszcie
niezidentyfikowane formy organiczne ( cykl "Blekitny" 1997)
(...)
Bernard Point
" Korczowski i... paradoksy
Wstep do katalogu wystawy Korczowski "Sezon Nova Polska 2004"
we Francji
Przekroczyc próg
atelier Bogdana Korczowskiego to znaczy niezwlocznie poczuc bardzo stary
i prawie zupelnie zapomniany zapach terpentyny. Wchodze, bez watpienia,
w zmyslowa rzeczywistosc malarstwa olejnego i wiem, ze zostane nim nasaczony
i nakarmiony. Obecnie jest to cos bardzo rzadkiego, mgliscie archaicznego,
dla niektórych wrecz calkowicie przestarzalego. Jednakze, gdy zanurzylem
sie w tym swiecie, po stwierdzeniu, ze pulapka pokryta kolorami i materia,
sie zamknela, poczulem w sobie narastajaca pewnosc, ze wdalem sie w przygode
paradoksalnie nowoczesna.
Malarstwo Korczowskiego jeszcze zanim zostanie obejrzane, przeanalizowane,
obraz po obrazie, tworzy calosc wraz otoczeniem nasyconym jego wlasna
materialnoscia. Zbytnie przeladowanie atelier, w którym obrazy
ocieraja sie o siebie i czesto nakladaja sie na siebie, komponuje sie
w pewien rodzaj instalacji ze skontrastowanych polichromii. Grzezne w
samym srodku kipiacej magmy, która nie pozwala ani na odwrót
ani nie daje innej mozliwosci wyjscia. Otaczajace mnie sciany wygladaja
jak skóra zlozona z zadrapan, z rozzarzonych wybrzuszen, z tajemniczych
sedymentacji.
Niewielka odleglosc dzielaca mnie od scian zmusza mój wzrok do
koncentrowania sie przede wszystkim na tym lub innym znaku, formie, malarskim
srodku wyrazu, elementach zawieszonych, a zwlaszcza zdjetych wielkich,
plóciennych calosci rozpietych na ramie. Wbrew swoim zwyczajom,
ogladam jego obrazy przede wszystkim poprzez szczegól, który
mnie nagabuje, zeby pózniej poddac sie lekturze bardziej szczególowej,
a w koncu sciennej.
Paradoks Korczowskiego
dziala jak wielka katastrofa morska, grozaca mi zatonieciem, zanim znajde
deske ratunkowa, mogaca posluzyc mi do konstrukcji tratwy, z której
móglbym znowu zobaczyc horyzont. Malarstwo Korczowskiego jest jednym,
wielkim, burzliwym plywem, którego nie mozna poskromic, lecz w
którym trzeba nauczyc sie plywac. Tak wiec kazdy z osobna przedmiot/obraz
broni swojej wewnetrznej przestrzeni w srodku tego wzburzonego oceanu.
Zatem, jesli moje spojrzenie robi zblizenie powierzchni plótna,
gdyz jedna z jego czesci , jeden z jego krzyzy, jeden z jego trójkatów
przyciagnal moja uwage, to po to, zeby mi zostawic swobode pilotowania.
Moja interaktywna nawigacja obfituje w przygody na powierzchni lub w metnych
badz pólprzejrzystych glebinach substancji malarskiej. Osobliwosc
kazdego z obrazów daje sie zauwazyc dopiero w zblizeniu, w ten
sposób bliskosc spojrzenia, poprzez swoja wymuszona krótkowzrocznosc,
zacheca mnie do wewnetrznej kontemplacji, bardziej metafizycznej niz mistycznej.
Inny paradoks Korczowskiego:
zdecydowany ekstrawertyk maluje rytualy hermetyczne, gleboko skupiony
na wewnetrznym charakterze ich tajemnic. Artysta zapewnia, ze jego twórczosc
malarska ma cos z szamanizmu i domaga sie swobody poslugiwania sie
wszelkiego rodzaju znakami róznych kultur... krzyzami chrzescijan
i gwiazdami Dawida. Inny paradoks to to, ze artysta wydaje sie podawac
elementy interpretacji, jednoczesnie zacierajac slady, pozostawiajac mnie
nas pozostawiajac w stanie pomieszania slów, liter,
znaków... Jesli komus uda sie rozszyfrowac to pismo, tym
lepiej! Korczowski chetnie widzi siebie zdemaskowanego, nawet to
pochwala, lecz maluje tylko dla siebie i zamyka sie, uprzednio sie wycofawszy.
To malarstwo jest piekielne i ogien, który je podsyca zywi sie
nim, zeby je spalic, i ten przeplyw miedzy konstrukcja a destrukcja jest
nieustajacy.
Twórczosci
Bogdana Korczowskiego nie przyjmuje sie jako rzeczy samej w sobie. Oddzialywuje
ona na pamiec malarza ale równiez ogladajacego dzielo,
poniewaz obraz, zdaniem jego autora nabiera wlasnego zycia.
Chodzi wiec o drogi skrzyzowane, nosicielki i/lub zlewiska czasów
dzielonych i chwil wymienianych. To malarstwo odrzuca jakakolwiek analize
formalna, jakakolwiek ograniczajaca klasyfikacje. Trudno jest wybierac
wewnatrz tego barokowego swiata... I wtedy wlasnie, tego dnia, pod koniec
wizyty, Korczowski pokazuje mi, jako ciekawostke z glebi atelier, swoja
Kartonoteke! Odkrywam wiec, zafascynowany, ponad dwiescie
kartonów o wymiarach ok. 60 x 80 cm, ustawionych jedne przy drugich
i ulozonych jak karty pocztowe w pudelkach po butach. Artysta przerzuca
bezceremonialnie, ale równiez z powstrzymywana pasja, te zdumiewajaca
ilosc obrazów wykonanych na kartonach pakunkowych, z jeszcze zachowanymi
z tylu oryginalnymi napisami.
Nieoczekiwanie, objawia
mi sie wyraznie wielki glód tego malarza, który naklada
naprzemiennie substancje wspaniale rozswietlone i zniszczone zadrapaniami,
oslabione przez krwawe zacieki. Akumulacja, obsesyjne przeciazenie, które,
warstwa po warstwie, przenikaja sie na wielkich plótnach, znajduje
w tych kartonach, doslownie, srodek wyrazu i tworzywo kolekcji, która
traktuje o czasie, o pamieci i o przestrzeni. Zadne z tych dziel nie jest
opatrzone data, nie pozwalajac w ten sposób na jakakolwiek klasyfikacje
chronologiczna. Nowy paradoks u artysty, który zaznacza czas poprzez
seryjne gesty zmieniajac jednak ich porzadek przy pomocy, nie poddajacej
sie klasyfikacji, obfitosci akumulacji. Tutaj czas i pamiec krzyzuja sie
permanentnie i wymieniaja swoje znaki poprzez dzialania przelotne i przypadkowe.
Ostatni juz cykl dwudziestu
plócien pionowych zgromadzony jest na scianach atelier. Sa one
nalozone jedne na drugie, kolejno ukazuja sie niezliczone warstwy malowidel,
które, warstwa po warstwie, daja wyraz nowej energii. Substancja
malarska plynie, scieka zgodnie z prawem grawitacji, osobliwie obciazona
przez ociezale osuwanie sie lub, przeciwnie, wycienczona przez slabe nacieki.
Korczowski wydaje sie orac z trudem gleby przesycone blotnistym mulem
lub, przeciwnie, kaleczyc gleboko pobruzdzone, jalowe nieuzytki. Ten upór
w ranieniu pól z energia oracza, powoduje pokrycie tych równin
obfita roslinnoscia. Wskutek przezytego zawrotu glowy, spowodowanego hustawka
miedzy horyzontalnoscia a pionowoscia, mam wrazenie, ze przenikam do swiata
bogatego w skontrastowane nierównosci, jednakze bez gwaltownosci,
bo wyrazanego poprzez liczne i nieustajace dotkniecia pedzli/pasji.
Ekspresjonistyczne
srodki wyrazu Korczowskiego wciagaja mnie w wir strumienia materii laczacej
sie, oferujac mi przyjemnosci zmyslowe lecz zlagodzone przez plomienna
rozkosz. I nie jest to najwiekszy paradoks spotkany w twórczosci
Bogdana Korczowskiego!
Muriel Carbonnet
Planety stad znikly...
Tekst przetlumaczony z katalogu wystawy w Galerii Nicole Ferry, Paris
Sa podróze
introspektywne, intymne, które nalezy przebyc. Narzucaja sie nam
nagle, bezwzglednie, jednoznacznie. I to akurat na calkowitym pustkowiu
odnajdujemy sie twarza wobec swiata, wobec siebie. Byc tam, nie byc nigdzie.
Bladzenie mentalne. Majaczenia zblakanego podróznika? Trzeba przemierzyc
Sahare wewnetrzna, pogodzic sie ze smiercia z pragnienia, zeby zrozumiec
rzeczy, sens zycia, swojego zycia.
Cierpialem naprawde
tworzac te obrazy zwierza sie Korczowski. Sa wrazenia poszukiwane,
uczucia zagubienia w przestrzeni bez powrotu lub innego powrotu. Sa bóle,
których powinno sie doswiadczyc, niezbedne zbladzenia, cierpienia
zbawienne. W ten sposób wlasnie planety odeszly do innych galaktyk.
Opuscily galaktyke Korczowskiego. Poszly inna droga, w innym kierunku.
Czern i szarosc pokryly lub przycmily swietliste kolory, pomarancze i
czerwienie. Znaki, trójkaty, krzyze, kola doskonale znikly pochloniete
przez spirale roslinne, pokryte liscmi drzewa zycia udreczonego.
Oczyszczajacy ogien
calkowicie strawil plótna artysty. Z popiolów odradza sie
swiat, który powoli porzadkuje sie na nowo. Fascynacja zaloba,
odurzenie nostalgia, upojenie melancholia. Miedzy czarnymi jak wegiel
zylami, zwiedlymi kwiatami i powykrzywianymi galeziami pojawia sie, tu
i ówdzie, przejscie dla swiatla z oddali. Nadzieja nie znikla.
Popychany, potracany, nowy porzadek w stadium powstawania ma ochote sie
pojawic.
Muriel
Carbonnet
Zmyslowosc roslinna
Tekst przetlumaczony z katalogu wystawy w Galerii Nicole Ferry, Paris
Natura jest kolyska
wznioslosci i uludy artysty Korczowskiego. Jego sztuka jest jak slowo,
które stara sie umiescic na swoim plótnie, które
jednak ostatecznie zamienia sie w intensywnie kolorowa malarska mase,
zlozona z niezliczonej ilosci kwiatów i zmyslowych paczków.
W miare zaawansowania pracy Korczowskiego, paczki rozkwitaja, podnosza
sie, wiedna... Ale co on chce nam w koncu pokazac, czego bysmy jeszcze
nie widzieli? Byc moze artysta mówi nam o czasie, który
mija lub o kobietach, które symbolizuja te intensywna zmyslowosc.
Wierutna bzdura: te Kwiaty jeszcze niezdarnie zmiete. Przez zimowy
zaczatek paczka. Kobiety wygladzaja sie i eksponuja. To jest wiosna.
Na plaszczyznie kosmicznej,
Bogdan Korczowski nie moze oprzec sie erotyzacji relacji miedzy czasem
a przestrzenia, które feminizuje na te okolicznosc, mówiac
w zwiazku z nimi o abstrakcyjnych milosciach, ukazujac czas
w nieskonczonym poszukiwaniu kwiatu zwyciezcy, unoszacego
sie u wlotu do lozyska przestrzennego, przedstawiajac, na koniec, te dwie
abstrakcje jako dwa równolegle lustra, odbijajace swoje obrazy
w nieskonczonosc, czyniac zupelnie ulotnymi kwiaty milosci ziemskiej!
Przyplyw i odplyw,
wdech i wydech... w obrazy Korczowskiego wchodzi sie przez graficzna droge
rodna, która odkrywa sie poprzez laczace sie ogrody... czerwone,
pomaranczowe, zólte... namietne i obfite. Jego paki, on chce nam
je dac dotknac, pomacac. Przebudzenie zmyslów. Zaproszenie do zbierania
srodka splotów roslinnych. Odkrycie zmyslowosci wewnetrznej. Bogdan
Korczowski nas odurza: unosza nas zmysly, gdy próbujemy zglebic
warstwy obrazu, rytmizujace przestrzen zywych kolorów i gwaltownych
szarpniec. W ten sposób, jako pojedynczy widzowie, zgodnie z intensywnoscia
siatkówki oka, powodujemy zmiany w tym ogrodzie Edenu, ozywionym
przez nasze wlasne pragnienia! Spacer inicjujacy...Tam, gdzie jest
tylko lad i piekno. Luksus, spokój, i rozkosz.
Gaëla
Le Grand
Fototeka Akt rozproszony
Tekst przetlumaczony z katalogu "Sezon Nova Polska 2004" we
Francji
Dzielo jest mozliwe, wrazenie estetyczne uchwytne (chyba, ze chodzi
o metafizyke) jedynie poprzez serie i w serii: wizualnej serii fragmentów
ciala, uchwyconych masie niewyraznej i nieformalnej calosci cial. Jednakowoz
nie ma tutaj mowy o tablicach anatomicznych, cialo, w swojej
wybranej czesci, jest przygotowane, ozdobione...
Na prózno starano
by sie sporzadzic mape wyobrazonego zycia malarza, bogactwo jego wyobrazni
zbija nas z tropu. Akt jest przesadzony, szczególy sa podporzadkowane
ogólniejszemu pojeciu; Bogdanowi Korczowskiemu nie chodzi juz o
znalezienie drogi ucieczki spojrzenia, które uczylo by sie odkrywac
cialo, obnazac, lecz stara sie ukazac kolizje fragmentów zycia,
mowy, rzeczywistosci. Przezywamy anty-katastrofe lub katastrofe na opak,
jesli rzeczywiscie to posuniecie polega na pobudzeniu widzenia. Poniewaz
to, co bylo do zobaczenia, juz zostalo obejrzane: obecnosc znanych postaci,
osób, spuscizn, sladów, inspiracji, malarstwa, warstwy obrazu,
która malarz omija, zeby jej nadac inna forme, fragment ciala.
Tam, gdzie, w innych seriach, erotyzm, upadek sa zwierciadlami, okiem
puszczonym do wielkiego przywódcy duchowego, dekadenckiego maga
polskiego, Witkiewicza. Erotyzm, swiat wyobrazen, szalenstwo. Lub pokazanie
pozadania bedacego czyms innym niz pozadanie i otoczenie aktu artysty
nimbem mrocznego zagla.
Polaczenie malarstwa
z fotografika, w celu stworzenia nowego srodka wyrazu , szybkosc kliszy
fotograficznej wdzierajacej sie do wiecznosci malarstwa, pojmowanego jako
skóra dziela... Tam, gdzie ciala sa podzielone na czesci, spojrzenia
sa równiez podzielone: seria widziana w calosci (instalacja bedaca
suma serii róznych inspiracji, róznych cial), poczawszy
od pewnej odleglosci, zaciera sens pojedynczego fragmentu... Temu, kto
zblizy sie do poszczególnego obrazu, pozostawiajac z boku swiat
seryjny interpretowanego dziela, ukazuje sie fragment nagosci, opanowujac
cala przestrzen malarska... Dyslokacja Aktu: nie chodzi juz o cialo kobiety,
przedmiot kontemplacji i zachwytu, chodzi o kobiete podzielona na czesci,
pokawalkowana, w mnogosci swoich kolejnych odslon, ubran, powabów,
chwil, nawet swoich nastrojów, póz... Nie ma twarzy, oczu,
bóstwo jest zastepowane przez ikone... Bogdan Korczowski ukazuje
niemozliwy do pokazania charakter dystansu, spojrzenia i, w konsekwencji,
niemoznosc namalowania twarzy, stworzenia portretu.
Wlasnie to nalozenie
warstw, smiertelnej/niesmiertelnej, rozpoczyna inwersje form, albo raczej
podniesienie - profanacja nieczystego ciala bóstwa do statusu
ikony: niesmiertelnosc Aktu rozproszonego, wiecznosc ciala wyrezyserowanego.
Jestesmy u kresu,
w nieokreslonym. To, co pozostaje, to sprzecznosc formy, olsnienie: to,
w siatkówce oka, obraz tego, co umiera pod spojrzeniem, tego, co
jest ponad doczesnoscia ciala, oczywistoscia pragnienia. Nowe cialo stajace
sie skora. Nowe malarstwo stajace sie cialem.
Rafal Solewski
" Pomiedzy "
Tekst opublikowany w Katalogu do dwoch wystaw w 1999 roku: Arsenal w Poznaniu
i w Centrum Sztuki Wspolczesnej Solvay w Krakowie
link
do publikacji originalnej Dekada Literacka Krakow 1997, nr 6/7 (130/131)
Swiat wartosci stworzony zostal jako kraina jednoznacznych idei. Piekno,
dobro czy milosc mialy byc oczywiste, jednoznaczne i czytelne. Od kiedy
jednak slaby umysl czlowieka ulegl pokusie rozwazania oczywistej przeciez
istoty tych pojec, interpretacyjna zaslona zaklócila dawna bezposredniosc
kontaktu, budujac teze, ze kazdy sam decyduje o tym, co piekne i dobre.
Dlatego dzis czlowiek bezradnie poszukuje obiektywnej prawdy, zagubionej
przez pelna pychy wiare w moc wlasnego umyslu. W szczególnym stopniu
dotyczy to piekna. Powolana do eksponowania go sztuka zatracila bowiem
gdzies i kiedys swoja role, stajac sie smietnikiem niezrozumialych informacji.
Wciaz jednak istnieja artysci i widzowie, którzy przez intuicje,
uczucia i estetyczne doznania usiluja piekno odnalezc.Bogdan Korczowski
nazywa swe malarstwo abstrakcjonizmem symbolicznym. Wskazuje w ten sposób
na dwie drogi, którymi podazajac poszukuje sie wspólczesnie
piekna poprzez sztuke. Pracujacy w Paryzu malarz z Krakowa, zarazem artystyczny
wedrowiec, sam opowiada o swej obserwacji dotyczacej dwóch róznych
sposobów odbioru sztuki. Wspólczesny czlowiek Zachodu szuka
przede wszystkim estetycznych wrazen. Dostrzega mianowicie kompozycje
obrazu, gre linii i plam, stopniowe przemiany lub kontrasty kolorów.
Tymczasem Polacy wciaz chca wyjasniac znaczenie symboli, odczytywac tresci
zakamuflowane, jakby wciaz przed kims ukryte, adresowane nie tyle do zmyslów,
co do umyslu i uczuc.W malarstwie Korczowskiego dochodzi do spotkania
dwóch rzeczywistosci. Juz bowiem same abstrakcyjne kompozycje tworza
autonomiczny swiat indywidualnej ekspresji. Olejne farby nakladane sa
na plaszczyzne obrazu grubo i gwaltownie. Rzadko pojawiaja sie kropki,
prawie nigdy - linie malowane szeroko i jednostajnie. To szybkie pociagniecia
pedzlem, wlasciwie nerwowe uderzenia. Czesto farba, nie mieszczac sie
juz w nieregularnych granicach plamy zbudowanej bezposrednim dotknieciem
pedzla, splywa w dól tworzac naturalny ornament. Plamy i strugi
buduja gruba fakture, w której pojawiaja sie wglebienia, rysy i
zadrapania, elementy kolejnej - rzec by mozna - plaszczyzny nalozonej
na obraz i harmonijnie wchodzacej w sklad struktury dziela. Uderzenia
pedzla pozostawiaja slady w postaci podluznych, mniej lub bardziej zakrzywionych
plam o zróznicowanym kierunku i zwrocie, najczesciej jednak zgrupowanych
w pionowo zorientowane zespoly. Wertykalizm kompozycji podkreslaja wlasnie
struzki pozostawione przez sciekajaca farbe. Wrazenie takie rozbija jednak
struktura barwna, tworzaca czesto szerokie, nieregularne, poziome pasy.
Zderzenie takie poteguje ekspresyjny efekt grubej, pokrytej struzkami
i rysami faktury oraz gwaltownego duktu pedzla.Równiez kolor nie
uspokaja obrazów. Duza grupa dziel zdradza fascynacje autora ogniem
i sloncem. Czerwienie, zólcienie i cynobry wypelniaja "plomienne"
ksztalty nieforemnych plam. Na innych obrazach spokojny blekit przemienia
sie w rózne odcienie ultramaryny, granatu, czerni i fioletu. W
efekcie powstaje chlodne i ciemne, wciaz jednak ekspresyjne napiecie.
Te indywidualna gospodarke barwa malarz nazywa wlasnym koloryzmem i opisuje
jako formule wypracowana juz podczas swych podrózy i pobytu w Paryzu.
Wlasnie bowiem bardziej jako czlowiek Zachodu Korczowski operuje wyrafinowana
estetyka malarska. Poszukiwacze doznan wywolywanych przez kompozycje,
fakture, kolor i swiatlo, pragnacy odnalezc piekno w sztuce laczacej emocje
wyrazu z lekkoscia i wdziekiem kunsztu, znajduja satysfakcje patrzac na
formalna wirtuozerie Korczowskiego.Istnieje jednak druga sfera tego malarstwa.
Wyszukana bowiem gra elementów formalnych jest w istocie tlem dla
symboli. Symboli, których trudna i tajemnicza droga do piekna i
prawdy kroczyc przywykl swiat, gdzie ropoczela sie twórcza droga
malarza i gdzie artysta formowal najpierw swa osobowosc. To wlasnie w
tej krainie Krzyz i Gwiazda Dawida z obrazów Korczowskiego utrzymywaly
w owym czasie glebie swych znaczen, utracona w zapamietalej w "postepie"
i otepialej przez to cywilizacji Zachodu. Tu takze pojawiajace sie w tytulach
obrazów artysty pojecia "Nieba" lub "Edenu"
nie staly sie jeszcze literackimi tylko narzedziami, ale oznaczaly prawdziwie
istniejaca, choc trudno uchwytna rzeczywistosc. "Upadek aniolów"
pozostaje tu wciaz kosmiczna katastrofa zderzeniem piekna i zla, eksplozja
która wyzwolila wszechogarniajace plomienie i spowodowala gwaltowny
ruch planet, niweczac regularne ich ksztalty. Przyczyny i skutki tego
kataklizmu zdaja sie kryc wlasnie pod motywami zmiazdzonych owali i elips,
budzacych tak religijno-duchowe, jak i niepokojac erotyczne skojarzenia.Tylko
w opuszczonym kiedys przez niedojrzalego malarza swiecie plonacy dom,
czapka blazna - glupca, a zarazem przenikliwego wieszcza, czy nietrwale
papierowe stateczki byly wciaz symbolami, przez które interpretowalo
sie historie, wlasna egzystencje wpisana w dzieje narodu, a specjalnie
nawet zywot artysty. Ta umierajaca dzis kraina pozostaje wciaz czescia
tozsamosci pracujacego na emigracji malarza. Wola przyznania sie do swoich
korzeni ulega wyeksponowaniu kiedy twórca przywoluje Kraków
w swych slowach i w swoich dzielach. Litera "K" na obrazach
oznacza miasto odkryte wlasciwie po czasie, w pamieci intelektualnej i
emocjonalnej, ogladane kiedys oczami kierownika ksiegarni, hipisa wedrujacego
miedzy "bunkrem" galerii Biura Wystaw Artystycznych, kawiarnia
pod Krzysztoforami, kabaretem w Piwnicy pod Baranami, klubem pod Jaszczurami
i kawiarnia Rio. "K" to zatem artystyczna, troche dekadencka
atmosfera dziejów Polaków, Zydów, Niemców
i Wlochów tkwiacych mimo wszystko w zamknietym kregu sztuki i historii,
polaczonych w zdumiewajacym, nobliwym i swawolnym zarazem zwiazku konserwatyzmu
i swobody. Ta wlasnie specyfika, decydujaca o ksztalcie nieporadnego troche,
lecz uporczywego poszukiwania wspólnego i jedynego piekna przez
Kraków, ukrywa sie pod literowym symbolem malarskiej i swiatopogladowej
"kolebki" artysty.Wcieleniem artystycznej atmosfery staroswieckiego
miasta stal sie w oczach Korczowskiego Tadeusz Kantor. Postawa tego bezkompromisowego
w sprawach sztuki twórcy, stala sie dla krakowskiego, a potem paryskiego
malarza przedmiotem wyjatkowej admiracji. Korczowski wprost mówi,
ze dostrzega w Kantorze wlasnie mistrza artystycznej postawy i wzór
tym bardziej godny nasladowania, ze zwiazany ze swoim wielbicielem swoista
wspólnota losów: krakowskimi korzeniami, paryska nauka i
fascynacja wreszcie niekonczacymi sie podrózami. W slowach mlodszego
twórcy "duzo podrózowalem, jezdzilem za moimi obrazami
i z moimi obrazami" kryje sie gdzies aluzja do paryskich wypraw niedojrzalego
jeszcze zalozyciela Grupy Krakowskiej i do pózniejszych wedrówek
teatru Cricot 2. Byc moze nawet bardziej juz "zachodnia" fascynacja
postacia i rola poznanego w Ameryce szamana Navajo, który w sztuce
ceni wylacznie chwile tworzenia i który pozostawic moze jednego
zaledwie ucznia, jest inna forma wiary w postac genialnego i niepowtarzalnego
artysty, gloszacego prymat "procesu" powstawania sztuki i gardzacego
swymi epigonami. Kultem darzy Korczowski Kantora takze za jego paradoksalna
role niedocenianego ambasadora Krakowa i lekcewazonego Stanczyka sztuki,
który wciaz podrózujac i wszedzie odnoszac sukcesy, nigdy
nie porzucil swego miasta, nie zawsze wdziecznego przeciez za swa artystyczna
obecnosc w calym swiecie, mozliwa wlasnie dzieki podrózom Kantora,
który - jak mówi Korczowski - w swej walizce wozil ze soba
swoja sztuke i swoja rzeczywistosc, a w niej wlasnie Kraków.Siermiezny,
"najnizszej rangi" - jakby powiedzial Kantor -walor zuzytego
i wyswiechtanego, podrózniczego rekwizytu, czy moze raczej w ogóle
sztuki krakowskiego demiurga, stal sie takze bezposrednia juz inspiracja
dla sztuki Korczowskiego. Otóz duza czesc obrazów tego twórcy
malowana jest na zwyklych kartonach, które podczas wystaw po prostu
przybija sie do scian gwozdziami. Zdarza sie takze, ze papierowe stateczki
przylepiane sa do kartonu, wchodzac w sklad collage'u, techniki tak lubianej
przez Kantora. Wyjatkowa rola tego artysty dla twórczosci i dla
swiatopogladu wedrujacego po swiecie paryzanina i krakowianina zarazem,
wyeksponowana zostala wreszcie bardzo juz bezposrednio. Korczowski napisal
mianowicie list do "Pana K." List zawiera krótkie, lecz
celne, wlasne analizy malarsko-teatralnych dzialan Kantora. Przede wszystkim
jest jednak wyrazem zalu i gniewu niemal, wypominaniem artyscie jego smierci,
jego odejscia w chwili, kiedy - jak zawsze zreszta - jego wizyta w Paryzu
tak bardzo byla oczekiwana. Pendant do tej "korespondencji"
staje sie cykl "Kartonów dla K"., swoisty hold zlozony
wlasna sztuka twórcy, którego odejscie wzbudzilo tak bolesne
emocje. Ta wlasnie kartonowa seria pojawila sie wreszcie w Krakowie, by
w niewielkiej przestrzeni Galerii Albert Klubu Inteligencji Katolickiej
pokazac jedna z niewielu nieznanych jeszcze dziedzin zwiazanych z zyciem
i sztuka Kantora. Okazalo sie bowiem, ze ten pozornie nieprzystepny, trudny
i konfliktowy czlowiek stal sie mimo wszystko wzorem i inspiracja dla
innych artystów, zródlem, z którego jednak mozna
czerpac.K to zatem Kraków, Kantor, kartony i wreszcie sam Korczowski.
To wlasciwie stworzony przez malarza nowy symbol jego sztuki i jego artystycznej
tozsamosci, która choc budowana w oparciu o rózne doswiadczenia,
wciaz pozostaje scisle zwiazana z krakowskimi "korzeniami twórcy".
Wystawa w Galerii Albert pokazala bowiem posrednio tylko Tadeusza Kantora.
Przede wszystkim przedstawila Bogdana Korczowskiego. Jednego z polskich
malarzy, którzy decydujac sie na kontynuowanie swej artystycznej
drogi poza Polska, znajduja sie pomiedzy dwoma wciaz jeszcze róznymi
swiatami. Korczowski dobrze uswiadomil sobie te róznice i stara
sie znalezc swe miejsce w przestrzeni rozdarcia. Pozostajac w nurcie twórców,
którzy w opozycji do powierzchownej, postmodernistycznej fascynacji
pusta formalna gra, usiluja poszukiwac utraconych przez wspólczesna
sztuke wartosci. Korczowski, o czym byla juz mowa, odkrywa i eksploatuje
swe korzenie. Rezultatem tej inspiracji sa symboliczne motywy, które
z kolei wpisuja sie w pelna ekspresji, abstrakcyjna gre ksztaltów
i kolorów, co jest wynikiem pózniejszych juz doswiadczen.
Ten zwiazek bywa harmonijny, lecz chyba czesciej pojawia sie wrazenie
kontrastu, czy nawet pewnego dysonansu. Korczowski uswiadamia bowiem róznice,
która wciaz istnieje pomiedzy swiatem symboli a kraina estetycznych
doznan. Zarazem laczy i przeciwstawia te rzeczywistosci. Wykorzystuje
je, lecz nie daje odpowiedzi, która z nich jest mu blizsza. Rozdarcie
bowiem ukazuje nie tylko róznice, lecz takze droge "pomiedzy",
która daje szanse ominiecia zaslony interpretacji, smaków,
gustów i stylów. Obok zatem formalnego kunsztu i dojrzalej
umiejetnosci uzycia znaku, to wlasnie rewelatorskie zderzenie i zbudowana
na nim filozoficzna wskazówka staja sie indywidualnymi walorami
sztuki i jego drogi ku prawdzie i pieknu.
"Zakochany
do szalenstwa"
Gazeta Wyborcza (Krakow 18.04.1997)
Wystawa "Kartony dla K", Galeria KIK Albert, Krakow 1997
Bogdan Korczowski
20 lat temu spotkal Tadeusza Kantora i zakochal sie w nim do szalenstwa.
W "Liscie do K.", wydrukowanym w folderze wystawy swoich prac,
Korczowski pisze o tej oblednej milosci i pietnie, jakie Kantor odcisnal
na jego tworczosci.
Czesc swoich prac Korczowski prezentuje na wystawie w Galerii Klubu Inteligencji
Katolickiej. Mozna tam zobaczyc ponad 30 obrazow namalowanych na tekturze.
Nie maja tytulow. Wygladaja, jakby je tepym narzedziem wycieto z jakiegos
wielkiego kawalka sciany czy muru. Przypominaja modne w latach 60. kolaze
strukturalistow. Niektore maja wysmakowana kolorystyke. Inne przypominaja
plaskorzezbione reliefy, naskalne ryty, subkulturowe graffiti, znaki i
symbole religijne, rysunki dzieci, a moze ludzi umyslowo chorych. Wiele
prac ma swoje zrodlo w slawnych ambalazach i asamblazach Kantora: naklejone
papierowe koperty, czapki, statki. Pojawiaja sie na nich zrobione za pomoca
szablonow inicjaly Kantora, napisy: "Love Kantor", "Dead
Kantor", "Kantor est Mort".
Nie tresc jednak przykuwa spojrzenie w tych pracach, ale ukryta pod pozorem
spontanicznosci i "surowosci" - efektowna elegancja.
Monika
Polak
"Zaszyfrowane listy"
Gazeta Wyborcza
Na pietrze
poznanskiego Arsenalu wisza wielkie plótna. Niektóre w ramach,
inne - wyzwolone z ich objec, z prujacymi sie brzegami i brakujacymi rogami.
Pamiatki z dalekich podrózy, zapiski wrazen i tesknot Bogdana Korczowskiego
- Polaka mieszkajacego i malujacego w Paryzu.
Korczowski (rocznik 1954) studiowal w krakowskiej ASP, a potem w Ecole
Nationale Superieure des Beaux-Arts w Paryzu. Z pasja poswieca sie dwom
zajeciom: malowaniu i podrózowaniu, które wzajemnie go inspiruja.
Wyrusza daleko od zgielku miasta, w krainy przesycone duchowoscia Indian,
na wschodzace kolorami wyspy Oceanu Spokojnego, na pola i laki Azerbejdzanu.
Na kilkumetrowych plótnach powstaja uklady figur geometrycznych
i uniwersalnych znaków: krzyza, gwiazdy, ksiezyca. Warstwy olejnej
farby grubo nakladaja sie na siebie, tworzac kontur dla trójkatów,
kól, ostroluków. W brazowo-szarym tle zacieraja sie pomaranczowe
jezyki ognia, czerwone piramidy, zólte promienie i zarysy skal.
Uproszczone ksztalty gór, piramid, nieba, wody - nabieraja nowego
znaczenia. Sa zapiskami z odwiedzanych rzeczywiscie i w wyobrazni autora
miejsc. Przypominaja zaszyfrowane notatki, których kod zna jedynie
artysta. Gre w zmienianie znaczen najlepiej widac na przykladzie niewielkich
prac na kartonach, eksponowanych w osobnej sali galerii. Rozwieszone blisko
siebie tworza jeden wielki wzór, swoistego rodzaju tapete, oblepiajaca
sciane. Mieszaja sie ich kolory, nawarstwiaja sie ksztalty, takze uzyte
znaki zmieniaja kontekst, ustepuje ich powaga, jak np. w przypadku krzyza.
Rozpoznajemy go jako znak przekreslenia, spontaniczny gest malarski, a
nie nosnik tresci. Przedmiotom z natury kojarzacym sie z lekkoscia: papierowemu
stateczkowi i kopercie na list przypadl do podzwigniecia ciezar brunatnego
tla. Obwiedzione czarnymi konturami wzbudzaja posepny, grozny nastrój.
Plótna Korczowskiego posiadaja wizualny ciezar. Monumentalnosc
kompozycji podkresla podzial na segmenty, w których pojawiaja sie
plasko malowane symetryczne ksztalty zajmujace cala powierzchnie obrazu.
Statyke figur ozywiaja rozlane plamy, wykonane gwaltownym ruchem pedzla
i przezierajace spod nich akcenty bieli, czystej barwy zóltej,
czerwonej. Dzieki nim obrazy zyskuja wrazenie swietlistosci i iluzje planów.
Na powierzchni plócien mozna dostrzec rózne kierunki prowadzenia
pedzla oraz gotowe elementy: kawalki plótna, papieru, samoprzylepne
litery, piasek. Tworza ornament, na którym pojawiaja sie tez fragmenty
pisma: nieczytelne linie, zamaszyscie kreslone litery czy hieroglify -
reminiscencje z miejsc, których historia i tajemnica ukrywa sie
pod postacia obrazka.
Korczowski nie stara sie opisywac ich mistycznego czy magicznego kontekstu,
ale przyglada sie postaci graficznej i to ona go inspiruje. Polegajac
na intuicji - stwarza znakom nowy swiat..
Bogdan Korczowski
"Europa szczesliwa"
Nie nalezy pytac:
DLACZEGO, nalezy zadawac pytanie: JAK... Nie: "dlaczego to sie stalo",
ale: "jak to sie stalo". Formula jest prosta, ale róznica
jest ogromna.
Polowe mojego zycia spedzilem w Krakowie, gdzie takie postacie jak Tadeusz
Kantor czy niedawno zmarly prof. Wlodzimierz Kunz mieli na mnie ogromny
wplyw. Samo miasto Kraków poprzez swój odrebny charakter
jest niezwykle pobudzajace do twórczosci. Wielosc kierunków
artystycznych, stare i nowe, tradycja i awangarda sa tam tak wymieszane,
ze nie sposób zyc bez tej swoistej "szkoly krakowskiej",
która jest bardziej zwiazana ze sposobem i stylem bycia niz rzeczywista
"szkola". Poza tym kosmomolityczny Kraków jest najbardziej
zblizonym do kultury sródziemnomorskiej miejscem w Polsce. A ta
kultura sam jestem zafascynowany. Pózniejszy pobyt w Paryzu otworzyl
mi techniczna mozliwosc poglebienia mojej wiedzy i glebszej analizy samego
sródziemnomorskiego swiata i SWIATLA, które jest nierozlaczne
z kolorem, czyli sloncem i poludniem. Malarstwo francuskie, wloskie i
hiszpanskie to najwiekszy dorobek w sztukach plastycznych na naszej planecie.
Sam na sam z obrazem...
Obraz, jako dzielo nigdy nie jest "niewinny". Bowiem zawsze
"Cos",lub "Ktos" stoi za dzielem. Filozoficzne myslenie
jest wartoscia absolutna kazdego dziela,a nie tylko jego "pomysl"
czy anegtotyczna realizacja.Móje obrazy hipnotyzuja, przyciagaja
wzrok. Te ogromne krzyze, gwiazdy i hieroglify mimo, ze w pewien sposób
agresywne, maja w sobie cos pozytywnego. To jest mój stosunek do
swiata zewnetrznego i jestem za to absolutnie odpowiedzialny.
Praca tworcza ma byc pozytywna,w pojeciu "nie-etycznym" bo na
tym jest oparty mój wlasny czysto estetyczny stosunek do sztuki.
Sam na sam...
Zyje sie tylko raz. Kazdy dzien jest bardzo wazny. Uwazam, ze jego bogactwo
polega wlasnie na glebokiej tolerancji i zrozumieniu róznorodnosci
kultur i tradycji. Analiza Europy, która jest niezwykle energetyczna
i dynamiczna dzisiaj, ale w niedalekiej przeszlosci czesto przezywala
tragiczne momenty, pozwala mi mówic o sobie samym jako artyscie
europejskim. Moje znaki sa tym swoistym jezykiem plastycznym, którym
sie wypowiadam.
Tu jest wlasnie moja radosc
i nadzieja. Jednego tylko nie cierpie:
negacjonizmu.
XXI wiek rozpoczal sie tragicznie 11 wrzesnia 2001. Tragedia i dramat
byly nierozlaczne przez caly poprzedni XX wiek. Europa Zachodnia zrodzila
nazizm, a Europa Wschodnia stworzyla sowietyzm. Trzeba zrobic wszystko,
aby podobne tragedie nie rozplenily sie w nowym XXI wieku. Artysta ponosi
pewnego rodzaju odpowiedzialnosc za to, co sie dzieje. Przynajmniej w
sensie intelektualnym. Samo zaangazowanie jest juz stosunkiem do Sztuki.
Sztuka ma byc nosnikiem wartosci uniwersalnych i humanitarnych.
Artystka Eva Hesse (1936-1970) napisala: "Moja jedyna bronia jest
moja Sztuka. Jestem moja Sztuka"...
Zycie jest podróza, a z kolei podróze sa konfrontacja. Podrózujac
wypelniam sie przezyciami i wrazeniami, którymi dziele sie potem
w pracowni z moimi pracami. Ta inspiracja jest motorem do pracy, która
pozwala mi potem podrózowac... Kraków, Paryz czy Nowy Jork
sa pewnymi stacjami w tej podrózy. Wielokrotnie bylem na Saharze.
Jest to szczególne miejsce do kontemplacji i estetycznej refleksji.
Do analizy stanu samotnosci z samym soba? Artysta jest bardzo "sam",
kiedy tworzy.
Sam na sam z dzielem...
Wszyscy gdzies sie urodzilismy, a moja szansa bylo to, ze urodzilem sie
w Krakowie. Kultura krakowska jako multikulturowa jest od dawna europejska.
Od 1970 roku obserwowalem osobowosc krakowskiego artysty Tadeusza Kantora,
ale tak naprawde multimedialnosc i uniwersalnosc jego dziela raz pierwszy
zrozumialem wiosna 1975 roku na próbach "Umarlej klasy"
w Krzysztoforach. Bardziej fascynowalo mnie powstawanie jego koncepcji
zycia artysty jako archiwum (np. "Cricoteka"), niz samo jego
malarstwo.
Sam na sam..
Staram sie analizowac przezycia artystyczne z innych obszarów,
na przyklad nalezacych do Indian z Ameryki Pólnocnej. Po tej podrózy
zrealizowalem duza serie obrazów zatytulowana "Szaman".
Nie ma to nic wspólnego z aspektem religijnym czy etnicznym. Jest
to analiza pewnego innego rodzaju spojrzenia na nasz wszechswiat. Ja sam
jestem artystycznym szamanem, komunikujacym sie na swój wlasny
sposób ze swiatem. Moze bylem Indianinem lub Eskimosem w Krakowie?
Wszystko sie naklada we mnie samym jak warstwy farby na obrazie
Moja twórczosc jest oparta na glebokiej analizie malarskiej w szerokim
znaczeniu pojecia "malarstwo", nawet jako instalacja. Nie jestem
zwiazany z zadna grupa ani kierunkiem. Doceniam pewnych artystów,
ale bardziej z powodu ich nieugietej postawy i obrony wlasnej osobowosci,
niz ze wzgledu na ich styl czy technike
Sam na sam...
Artysci czesto nie chca opowiadac o swojej sztuce. Mówia, ze broni
sie ona sama, sama odpowiada na wszelkie pytania. Czy to jest wybieg,
aby nie ujawnic, "kto" jest za obrazem? Niektórzy nazywaja
moja twórczosc abstrakcjonizmem symbolicznym i emocjonalnym. Jest
pewna przekora w tym moim "abstrakcjonizmie symbolicznym". To
jest jak na ostrzu noza: raz tak, raz inaczej. Jednak jedno jest pewne
- moja twórczosc jest rodzajem "zapisu" rzeki obrazów,
która ze mnie wyplywa. Pracuje seriami. Wystawilem juz kilkakrotnie
zyjaca i rozwijajaca sie ciagle instalacje, zatytulowana "Kartonteka",
która sklada sie z okolo 250 obrazów na kartonach róznych
formatów. Ta instalacja nie jest zadna ilustracja czegokolwiek.
Wszystko, co sie tam dzieje pomiedzy "widzem" i "obrazem",
jest wazne. Kazdy ma subiektywny poglad na to, co widzi. Kazdy widzi kolor
i forme inaczej. Ja natomiast maluje tylko dla siebie samego, uzywajac
wlasnego zestawu pojec estetycznych.
Sam na sam...
Wedlug buddyzmu wszystko jest podporzadkowane prawu przyczyny i skutku.
To pozwala zrozumiec pytanie "jak?"
Sam na sam ze soba.
Kasia
Halas
" Pijanstwo chromatyczne"
Tekst napisany po wystawie retrospektywnej w Instytucie
Polskim w Paryzu w 1998
"Opowiadam sam sobie historie w nieznanym jezyku, jezyku
utworzonym z kolorow, znakow, sladow, materialow, rysunkow. Jesli ktos
zdola odczytac czy odcyfrowac to pismo, to tym lepiej. "
Malarstwo Bogdana
Korczowskiego odkrylam na retrospektywnej wystawie w Instytucie Polskim
w Paryzu, w 1998 roku. Urzekly mnie od razu te obrazy : plonace, ekspresyjne
o ostrych, rozdzierajacych cieplych kolorach...I tez te blekitne, monochromatyczne,
wypelnione owalnymi ksztaltami, wylaniajacymi sie jakby zza wielowarstwowej
lekko podniszczonej powierzchni. Zafascynowala mnie dyskretna tajemniczosc
tych prac, ukryta pod " krzyczacymi " barwami : planety, slonca, krzyze,gwiazdy,
plonace piramidy, swiatynie pokryte dziwnymi, jakby nam znajomymi znakami,
ale jednak niemozliwymi do odszyfrowania.
Bogdan Korczowski
urodzil sie w Krakowie w 1954 roku, z ktorym czuje sie do dzis emocjonalnie
zwiazany. W 1978 ukonczyl Krakowska Akademie Sztuk Pieknych, w pracowni
profesora Wlodzimierza Kunza. W latach osiemdziesiatych osiedlil sie w
Paryzu, w ktorym mieszka do dzisiaj. Tutaj otrzymal dyplom Panstwowej
Wyzszej Szkoly Sztuk Plastycznych w pracowni profesora Abrahama Hadada
w 1985. W 1988 otrzymal stypendium Fundacji Pollock-Krasner w Nowym Jorku,
do ktorego wielokrotnie powracal. W Paryzu zwiazany jest z Galeria Nicole
Ferry, w ktorej regularnie wystawia od 1991 roku, a Instytut Polski juz
trzy razy zorganizowal jego wystawy indiwidualne. Korczowski mial okolo
60-ciu wystaw indywidualnych w roznych krajach. (USA,Francja,Polska,Wlochy,Szwajcaria.)
Mimo ogolnej tendencji
sztuki wspolczesnej do eksperymentowania nowych technik, Korczowski pozostaje
od poczatku wierny najbardziej tradycyjnej materii : malarstwu olejnemu.
Roznokolorowe farby grubo i nieregularnie pokrywaja plotno. Artysta naklada
je gwaltownymi, spontanicznymi pociagnieciami, jakby wynikajacymi z impulsow
wewnetrznych, potegujacymi wrazenie ekspresji obrazu. Czesto nadmiar uzytej
farby splywa po powierzchni obrazu, tworzac pionowe, chaotyczne i nieregularne
linie. Te "nieprzewidziane " strugi pogrubiaja jeszcze gesta, zawiesista
fakture plocien. Plaszczyzny barwne zyja wlasnym zyciem, faluja, migocza,
emanuja wewnetrzna energia. To wlasnie kolor, czesto agresywny, a jednoczesnie
subtelny i delikatny, dobrany z niezwykla intuicja, pozostaje glownym
zagadnieniem tych obrazow, swiadczac o kolorystycznej wrazliwosci artysty.
Paryska krytyczka
sztuki Muriel Carbonnet, piszac o malarstwie Korczowskiego, nazywa je
" prawdziwym chromatycznym pijanstwem "2 .Jego nastrojotworcze barwy,
ich ekspresywnosc i dynamizm, sprawiaja, ze abstrakcyjny koloryzm artysty
nabiera wymiaru emocjonalnego. Niektore z jego obrazow, dzieki ciekawym
zestawieniom barw i wrazeniu przestrzennosci jakie wywoluja, stwarzaja
w nas uczucie bezposredniego kontaktu z natura. Zachlystujemy sie intensywnoscia
i roznorodnoscia plaszczyzn kolorystycznych, przymruzamy oczy z nadmiaru
emanujacego z obrazow swiatla, czujemy prawie fizycznie cieplo plonacych,
goracych pomaranczow i czerwieni. Jego plotna sa zdecydowanie abstrakcyjne,
nawet te, pozbawione tytulow, (ktore sugeruja ich interpretacje), moga
byc prawidlowo odczytane przez widza. Ich klimat i kolorystyka pozwalaja
nam " wtopic sie " w tajemniczy swiat stworzony przez artyste i znow przez
chwile stanowic jego nierozlaczna czastke.
Czasami Korczowski
nadaje swym obrazom tytuly, zreszta bardzo sugestywne i dzialajace na
wyobraznie: Historia nieba, Upadek Aniola, Kwiat Wulkanu, Magia, Szaman,
Planety, Piramida, Dowod prawdy, Znaki. Zmieniajace sie uklady kolorow,
ich relacje wzgledem siebie przemawiaja do nas, rozbrzmiewajac echem starych,
czesto tajemniczych cywilizacji : Egiptu ? Mezopotamii ? Izraela ?Polnocnej
Afryki ? Korczowski stwarza swoj wlasny swiat, w ktorym mieszaja sie rozne
kultury i ich tradycje z zywiolami naturalnymi : ogniem, woda, ziemia,
niebem, a wszystko nieustannie porusza sie, kierowane nieznana, wszechobecna
sila : owalne masy kosmiczne przesuwaja sie ciezko, litery nieznanych
alfabetow wylaniajacych sie z przeszlosci tancza, planety kreca sie wokol
wlasnej osi… W tym stworzonym przez siebie swiecie, artysta odwoluje sie
do archetypow kulturowych, do dawnych systemow pismienniczych. Nagromadzone
konstelacje znakow czesto nie calkiem zrozumialych, umozliwiaja naszej
wyobrazni podroz w dalekie, obce, a zarazem dziwnie znajome obszary. Sypkie,
jakby przypadkowo rozrzucone uklady rysunku nasuwaja porownanie z pisaniem
patykiem na plazy ; istotnie Korczowski czuje sie jak szaman kreslacy
znaki na piasku, ktorego dziela wymazuje natura ; i dla niego najwazniejszy
jest moment tworzenia…On sam maluje dla siebie, jest to jego sposob odkrywania
siebie, komunikacji ze soba samym, w ktorej wrazliwy odbiorca moze uczestniczyc.
" Malarz to ktos,
kto wyraza ulamki rzeczywistosci, jakie przechodza mu przez mysl. I nie
chodzi tu o ilustracje rzeczywistosci : wielu artystow ilustruje terazniejszosc,
przeszlosc lub przyszlosc. Jestem czarownikiem mych mysli… W malarstwie
otaczaja mnie moje wlasne znaki. "
Korczowski w poszukiwaniu
inspiracji przemierza kule ziemska. Fascynuje go kultura srodziemnomorska,mistyka
roznych wykopalisk, mentalnosc Indian z Ameryki Polnocnej, szamanizm,
Newada, Arizona, pustynie i lancuchy gorskie. Niezwykle wrazliwy na kolory
otaczajacej go natury, zmieniajace sie pod wplywem swiatla, stwierdza
: " Pragne swiatla, zawsze roznego, zmieniajacego sie, ktore nigdy nie
bedzie jednakie. To wlasnie dlatego jestem zafascynowany miejscami na
pustyniach na drugim koncu swiata, gdzie znajduje elementy potrzebne mojej
sztuce. Polyskowi bieli moze sie tylko rownac w Deatch Valley cisza, ktora
ja otacza. Blekit nieba na poludniu jest tam prawie czarny, taki, ze mozna
tam zobaczyc gwiazdy. Mozna by pomyslec, ze sie powrocilo do dnia Stworzenia
Swiata. "Czesto na powierzchni tych swietlistych obrazow pojawiaja sie
fragmentaryczne, delikatne przyczernienia, majace swiadomie prowokowac
wrazenie przyspieszonego starzenia sie dziel. Moze w ten sposob artysta
ulatwia nam podroz do przeszlosci, do odleglych ciwilizacji ? A moze dzieki
temu obrazy te jako swiadectwo przeszlosci zyskuja na wiarygodnosci ?
Korczowskiego bowiem fascynuje kwestia czasu, przemijania i relatywnosc
rozumienia go. I tu powracamy do fascynacji artysty kultura Indian, o
ktorej tak chetnie sam opowiada : narod ten postrzega czas w diametralnie
inny od nas sposob ; jest on dla nich wartoscia stala, wiecznoscia. Uplyw
czasu jako taki nie istnieje i czasami zmuszeni do zycia w zamknieciu
odbieraja sobie zycie, majac inna swiadomosc przemijania.
Spojrzmy na obraz
z serii Piramidy zatytulowany Wieza Babel. Nasz wzrok przyciaga niezwykle
barwna wrazliwosc powierzchni, pokryta ledwie widocznymi znakami, jak
nieznanym " pismem ", czesciowo zatartym przez czas. Plotno wypelnia duzy
ksztalt na podobienstwo trojkata, pnacy sie ostro ku gorze, ku plonacemu,
krwistemu niebu. Uderza przeciazenie dolnej partii obrazu ekspresja srodkow
malarskich : trzy zroznicowane kolorem szpiczaste formy, ustawione jedna
kolo drugiej, kieruja nasze spojrzenie na gorna czesc kompozycji. Plotno
dominuje struktura wertykalna. Calosc utrzymana jest w ciezkich czerwieniach,
brazach i gdzie niegdzie przeswitujacych niesmialo zolciach i zgaszonych
pomaranczach.
Christian Forestier,
paryski krytyk i marszand malarza pisze o nim : " Jest Kozakiem, krwiozerczym
Tatarem, ktory sam pokluty jak rzeszoto, wykrwawia swoje puszki i tuby
oleju na plotna sluzace mu do jego spontanicznych obrzedow. "5 Wirtuozeria
kolorystyczna Korczowskiego pozwala mu na stosowanie zarowno ostrych,
krzyczacych zestawien barwnych, jak i wykorzystanie do maksimum jednej
tonacji ; sprawia tez, ze kolory mienia sie wlasnym swiatlem, zyja wlasnym
zyciem, niezaleznie od ograniczajacej je formy , bo jednak jest to malarstwo
pogodne, powiedzialabym nawet radosne, pelne optymizmu, emanujace nieokielznana
ciekawoscia artysty do otaczajacego go swiata.
Pomimo wieloletniego
pobytu za granica, Korczowski czuje sie zwiazany emocjonalnie z Polska,
a wlasciwie szczegolnie ze swoim rodzinnym miastem Krakowem. " Jestem
na wycieczce artystycznej, nigdy nie opuscilem Krakowa ", oswiadcza w
rozmowie jaka prowadzimy w jego uroczej, wypelnionej slonecznym swiatlem
pracowni, z ktorej rozciaga sie widok na dachy Paryza. Na serii obrazow
namalowanych na kartonach pojawia sie litera " K " oznaczajaca miedzy
innymi Krakow, miasto, ktore tak wiele znaczy dla artysty, ze swoja szczegolna,
troche dekadencka atmosfera artystyczna, ze swymi teatrami, jazzem i malutkimi
kawiarenkami, w ktorych dyskutuje sie do rana. " Urodzilem sie w srodkowej
Europie, pochodze z malego kontynentu wielu kultur " stwierdza Korczowski
ŕ propos swojego miasta, od wiekow kosmopolitycznego, przesiaknietego
tradycja.
Ucielesnieniem tej
specyficznej, krakowskiej atmosfery jest dla malarza jego mistrz duchowy
Tadeusz Kantor, ktory pomimo licznych sukcesow na swiecie, nigdy swego
miasta nie porzucil : " Jestem urzeczony jego sztuka, poniewaz pamiec
i przeszlosc byly dwoma obsesyjnymi wymiarami w jego pracy ". Kantorowi
poswiecil Korczowski serie swoich dziel, zatytulowa :" Kartonteka"
, wykonanych w latach dziewiedziesiatych. Tektury te pokrywa nakladana
grubymi warstwami olejna farba, ktora, tak jak na plotnach, splywa szerokimi
" strumieniami ", dajac wrazenie pewnej zamierzonej przez malarza przypadkowosci.
Gdy obrazy oglada sie z bliska, ich powierzchnia wyglada jak skorupa usiana
wulkanicznymi kraterami. Gdzieniegdzie, fragmentami, wylania sie spod
farby nagi, surowy, brazowawy karton, czesto zagiety, lub przedziurawiony,
co mimowolnie poteguje ekspresje kompozycji. Sporadycznie na powierzchni
obrazow pojawiaja sie elementy trojwymiarowe, np. papierowe stateczki,
tworzac rodzaj collage'u, ulubionej techniki Kantora. Te dziesiatki kartonow
wystawione razem sa kontrastowe, a czesto zaskakujace zestawienia rozbijaja
jednosc kompozycji tego swoistego "muru"prac. Katalog wystawy tej instalacji
rozpoczyna poetycki list Bogdana Korczowskiego do Kantora, ktory jest
rodzajem holdu zlozonego artyscie po smierci w 1990 roku: " Stal sie Pan
idea nosiciela Milosci w Krolestwie smierci, zwanym Pamiecia. Ktos powiedzial,
ze niewazne, czy Pan zyje, czy nie i tak nalezy Pan do Przeszlosci."
Rafal Solewski, krytyk
z Krakowa, umiejscawia artyste " pomiedzy " (tytul artykulu w Dekadzie
Literackiej) dwiema kulturami : polska, przesiaknieta charakterystycznymi
dla niej, uwarunkowanymi historycznie symbolami emocjonalnymi, i zachodnia,
bardziej formalna, a przede wszystkim konceptualna : " Wspolczesny czlowiek
zachodu szuka przede wszystkim estetycznych wrazen.Dostrzega mianowicie
kompozycje obrazu, gre linii i plam, stopniowe przemiany lub kontrasty
kolorow. Tymczasem Polacy wciaz chca wyjasniac znaczenie symboli, odczytywac
tresci zakamuflowane, jakby wciaz przed kims ukryte, adresowane nie tyle
do zmyslow, co do umyslu i uczuc.(…) Korczowski uswiadamia roznice , ktora
wciaz istnieje pomiedzy swiatem symboli, a kraina estetycznych doznan.
" On sam nazywa swoje malarstwo abstrakcjonizmem symbolicznym i emocjonalnym.
O atrakcyjnosci obrazow Korczowskiego stanowi szalone, nieokielznane bogactwo
form. Jego sztuka nie pozostawia nikogo obojetnym, przyciaga wzrok jak
magnes, hipnotyzuje, zaprasza do podrozy w krolestwo kolorow i tajemniczych
znakow, do fascynujacej drogi w nieznane.
Zakoncze ten artykul
wypowiedzia Tadeusza Kantora, mistrza duchowego Korczowskiego : " Sztuka
dzisiejsza, jak zycie, wciagnieta jest w sens, ktorego nigdy do konca
nie znamy. Obserwujemy jego ruch, ktorym do pewnego stopnia mozemy racjonalnie
kierowac. Ten ruch, dzialanie, sztuka dzisiejsza stara sie - nie zapisac
- stara sie byc jego wynikiem. Tu juz nie ma mowy o jakiejkolwiek imitacji,
imitacji przedmiotu czy imitacji wyimaginowanej rzeczywistosci. Obraz
staje sie sama tworczoscia i manifestacja zycia, jego przedluzeniem. "
Marianne
Boiléve
"Malarstwo
jest barwa czasu"
Fragmenty rozmowy opublikowanej w EXIT nr 2 (34) 1998 i w katalogu do
dwoch wystaw w 1999 roku, w Arsenale w Poznaniu i w Centrum Sztuki Wspolczesnej
Solvay w Krakowie.
Bogdan Korczowski
nie maluje obrazów, tworzy swoista kosmogonie. Jego plótna to planety,
gorace lub zimne, utworzone z krwi, ognia, popiolów. Wszystkie emanuja
tajemnica, zagadka, która ów artysta-szaman stara sie rozszyfrowac dla
swych wspólczesnych.Calosc jego dziela opiewa to, co zdaje sie mozliwe,
jest hymnem na czesc zycia, urywa glowe hydrze bólu. Korczowski pracuje
nad swymi plótnami tak, jakby uprawial jalowa role, zaglebia sie bez przerwy
w poklady pamieci i wydobywa z niej to, co istotne. Wychodzac z ograniczonej
skali barw, igra z przezroczystoscia i jej przeciwienstwem, z zarem kolorów,
wstrzasa stopniami nasycenia i tak udaje mu sie obdarzac swe obrazy zdumiewajaca
sila witalna. -
- Niektóre z twoich
obrazów przypominaja ciala niebieskie. Skad to zainteresowanie kosmosem?
Wiekszosc obrazów
tej serii zawiera ksztalty spiczaste, piramidy,gwiazdy… Natomiast w moich
pracach na papierze wiele jest ksztaltów owalnych. Ale wszedzie jest tam
jakis skrawek nieba. Mam swoista obsesje spiczastych form, jak równiez
gór siegajacych nieba, chmur, rownoczesnie pociaga mnie tez blekit nieba
ze sloncem lub niebo nocne z gwiazdami. Ogólnie mówiac, wszystko jest
spiczaste na niebie, a zaokraglone we wszechswiecie, bo wszechswiat sam
w sobie jest okragly. Nawet w najglebszych sondazach wszechswiata, stawiajac
pytania "gdzie jest jego koniec", dochodzimy do wniosku, ze wszystko "
kolem sie toczy ". Wszechswiat jest prawdopodobnie kula. Przeszlosc, terazniejszosc,
przyszlosc istnieja w tym samym czasie. Kurt Vonnegut, jeden z najwiekszych
wspólczesnych pisarzy amerykanskich, powiedzial kiedys o malarstwie: "wystarczy
zobaczyc milion obrazów, by juz nigdy sie nie pomylic". Tak, to prawda,ale
najpierw trzeba zobaczyc ten milion obrazów ! Powiedzial tez cos nadzwyczajnego
o czasie. Dla niego czas jest czyms bardzo stalym, czyms jak góry.Patrzymy
na taki lancuch górski i to jest "czas", ale nasza wlasna percepcja
"czasu" jest bardzo ograniczona,to znaczy jesli spojrzymy na
ten sam lancuch gór poprzez pudlo z kartonu umieszczone na glowie z dwiema
dziurkami dla oczu, zobaczymy tylko skrawek tych samych gór. Czas jednak
jest staly. Totez w obrazach staram sie pokazac te stalosc i trwalosc
czasu. Widac na nich przemijanie czasu, choc równoczesnie czas jest w
nich ustalony.... Jest zapisany.
- W jaki sposób?
Najistotniejszy moment
twórczosci - moze on trwac nieraz kilka sekund, minut lub godzin - jest
w istocie uwieczniony, poniewaz zostal utrwalony w plamie, ksztalcie,
w naturalnym przesunieciu materii, w cieniu. Równoczesnie, w cyklach moich
obrazów wiele jest przyczernien. Nawet w najswiezszych obrazach staram
sie stworzyc wrazenie przedwczesnego starzenia sie. Niewazne jest, czy
obraz liczy trzy dni czy dwadziescia lat. Za to nalezy zawsze w nim odczuc
ukryty gdzies czas. W takiej chwili, odnajdujemy nasze miejsce w zyciu,
gdzie los kazal nam sie u rodzic i zyc w zgodzie z pewnymi prostymi lub
spiczastymi liniami wszechswiata. To wlasnie mnie fascynuje. Czas, który
przemija, który nas otacza, to doprawdy cos niezwyklego. Zachodzace slonce
to wspanialy widok.... Ale za chwile juz go nie ma. Ja jednak uchwycilem
ten moment.
- Twierdzisz, ze masz
niemal obsesyjna pamiec rzeczy. I rzeczywiscie pamiec stale wpisuje sie
w twoje obrazy. Mówisz, ze chcesz utrwalac czas, ale czy nie chcesz równoczesnie
utrwalac pamieci? I znaki, jakie wystepuja na twych obrazach, czy nie
staja sie one w równym stopniu metaforami tej pamieci?
Wszystkich nas otaczaja
znaki. Malarstwo jest jedyna absolutna wartoscia w estetyce widzenia.
Znaki istnieja we wszystkich obrazach od zawsze, poczynajac od rysunków
naskalnych pierwotnego czlowieka w glebi grot.Malarstwo to ciagle ta sama
historia. Malarz to ktos, kto wyraza ulamki rzeczywistosci, jakie przechodza
mu przez mysl. I nie chodzi tu tylko o ilustracje rzeczywistosci: wielu
artystów ilustruje terazniejszosc, przeszlosc lub przyszlosc, ale na ogól
twórczosc malarska ma w sobie cos z szamanizmu. Jestem jakby czarownikiem
moich mysli. W moim malarstwie otaczaja mnie moje wlasne znaki. Oczywiscie
znaki te zwiazane sa z nasza kultura. Urodzilem sie w srodkowej Europie,
pochodze z malego kontynentu wielu kultur.Na przyklad:krzyze i gwiazdy
Davida sa to znaki z naszych kultur. Jesli chodzi o mnie, to wolno mi
uzywac wszelkich znaków...
- A jednak wewnatrz
obrazów istnieje obiektywna konstrukcja czegos stalego. Twe prace obejmuja
okresy, wystepuja w seriach, a mimo to kazdy obraz zawiera pewne oddzielne
znaki, takie jak hieroglify, planety, wyciskanie z tubki.Wszystkie one
sa znakami tworzacymi razem równowage twego malarstwa, cos subiektywnego,
co umieszczasz na plótnach ze staloscia obsesji...
Oczywiscie, ze tak.
W tym jest obsesja i subiektywizm, poniewaz to wychodzi ze mnie. W swej
pracy nie jestem wykonawca zamówien. Tworze dzielo calkowicie wlasne,
bardzo subiektywne. Prowadze dialog z samym soba, moja sprawa jest zatem
komunikowanie sie z soba. To komunikowanie sie jest bardzo abstrakcyjne.
Otacza mnie swiat wewnetrzny, który niejednokrotnie pozostaje w oderwaniu
od rzeczywistosci. Stad powtórzenia, poniewaz to mój mózg i moja reka
"pisza" owe kolory. Pismo tego rodzaju jawi mi sie jako rodzaj monologu.
Opowiadam sam sobie historie w nieznanym jezyku, jezyku utworzonym z kolorów,
znaków, sladów, materialów, rysunków. Jesli ktos zdola odczytac czy odcyfrowac
to pismo, to tym lepiej! -
- Twoje atelier zawalone
jest obrazami, nieraz pracujesz równoczesnie nad kilkoma plótnami. Chcialabym,
bys nam powiedzial, jak wyglada twoja praca. Gdy pracujesz równoczesnie
nad kilkoma plótnami, odnosi sie wrazenie, ze spelniasz jakies pilne zadanie,
tak jakbys obawial sie, ze nie starczy ci czasu powiedziec wszystkiego...
Istnieje pilnosc
absolutna, poniewaz kazdy musi umrzec. Czlowiek jest jedyna istota, która
wie, ze musi umrzec. Pragnalbym, by mój ostatni obraz pojawil sie jak
najpózniej, nie mam czasu do stracenia. Równoczesnie jednak jestem bardzo
leniwy. I ciagle robie duzo rzeczy, by przekonac samego siebie, ze leniwy
nie jestem. Nieraz obracam na wszystkie strony sam pomysl jakiegos obrazu
lub malarskiej opowiesci tak, ze az pekam, i to w takiej chwili rzucam
sie do pracy z szalem i energia. Nie potrafie powiedziec, czy obraz, który
zaczynam w czerwieni, skonczy sie w czerwieni. Moze skonczy sie w blekicie.
Na ogól jednak potrafie panowac nad obrazem do samego konca. Sam obraz
narzuca mi pewna dyscypline, ma swe wymagania. Pomiedzy plótnem, pedzlami,
farbami i mna samym powstaje dialog wyrazajacy sie w gestach, ruchach,
w kilku wymiarach równoczesnie. To nie jest zwyczajnie to cos, co sie
dzieje miedzy mózgiem, reka, pedzlem i farbami. Jest jeszcze czwarty,
piaty szczególny wymiar, który mozna okreslic jako przypadek, magia. Moje
cale zycie jest podróza. Gdy mialem 15 lat, odkrylem w sobie powolanie
do malarstwa. Wówczas, wyobrazalem sobie malarza jako wiecznego podróznika.
Ciekaw bylem swiata wokól mnie. Nie potrafie zyc bez podrózy, z góry mysle
o kazdej z nich. Ciekawosc podrózy pobudza mnie. I wlasnie to podrózowanie
zwiazane jest we mnie z pamiecia. Cale zycie codzienne tez jest pamiecia.
Gdy podrózujemy, jednak czynimy wszystko inaczej. Musimy przyswoic sobie
odmienny rytm. I w takich chwilach równiez nasza percepcja staje sie rózna.
- Twoje obrazy, skladajac
sie z plótna i farby, sa zarazem zbudowane z materii, która nazywa sie
pamiecia.
Tak, to materia plastyczna.
Nie mówie tu o manipulacji, to zupelnie inna sprawa. Pamiec wybucha w
pewnych wspomnieniach. Wzruszyly mnie zdjecia przeslane z satelity, które
ukazywaly chmury i burze na naszej planecie. Widac bylo cyklon. Dla mnie
bylo to twórcze odkrycie, cos jak odkrycie Galileusza obecnosci gór na
Ksiezycu. Oczywiscie, wszystko to istnialo na dlugo przed Galileuszem,
i na dlugo przede mna. Tak to docieram do pewnego momentu, gdzie moja
obecnosc w nim jest w pewnym sensie tragiczna, poniewaz nie ma ona zadnego
znaczenia...
- Kilka z tych cykli
stanowi hold wobec innych, mianowicie wobec Tadeusza Kantora, Galileusza.
Moim mistrzem duchowym
jest rzeczywiscie Tadeusz Kantor. Pokazal mi jak trzeba postepowac, by
byc artysta. Bylem urzeczony jego sztuka, poniewaz pamiec i przeszlosc
byly dwoma obsesyjnymi wymiarami w jego pracy. Dla niego zycie to rodzaj
smietnika. Otóz w tym smietniku skrywa sie skarb ludzkosci. Jesli chodzi
o Galileusza to byl on magikiem, który przemienil sie w wielkiego uczonego.
Uczynil wszechswiat mniej swietym przez to, ze odkryl góry, pyl i kamienie
na ksiezycu. W ten sposób przywrócil Ksiezyc reszcie wszechswiata. Pokazal,
ze nasz Ksiezyc nie rózni sie tak bardzo od naszej Ziemi, ze podobny jest
do wielu innych wokól naszego wszechswiata...
- W jakich stosunkach
pozostajesz obecnie z Polska, a szczególnie z Krakowem?
Po wielu latach nieobecnosci
odnosze wrazenie, ze nigdy nie wyjechalem z Krakowa. I to dzieki tej pamieci,
towarzyszacej mi w podrózach, ciagle pozostaje na ulicach Krakowa. W tym
wyraza sie dobra strona naszej przeszlosci. Miejsce urodzenia pozostaje
dla nas bardzo wazne. Staje sie ono bodzcem w zyciu. Mialem szczescie
odbyc swa pierwsza edukacje artystyczna w krakowskiej ASP. A poza tym
to miasto jest bardzo sródziemnomorskie, jedyne w Polsce. W ciagu wieków
Kraków pozostawal miastem kosmopolitycznym, wielo-kulturowym. I to jedno
z niewielu z miast w Europie srodkowej, które tak silnie i gleboko zachowalo
slady swej przeszlosci. Podróz do Krakowa to jak podróz do Wenecji czy
Florencji, chodzac po ulicach zaglebiamy sie w przeszlosc. Gdziekolwiek
spacerowalem na swiecie, zawsze mialem wrazenie, ze przechadzam sie po
ulicach Krakowa. Lubie ten lancuch laczacy rzeczy, kazde miejsce jest
ogniwem w tym lancuchu. I wydaje mi sie, ze moja obsesja na punkcie materii
tez bierze sie z tego, ze urodzilem sie w Krakowie. Urodzilem sie w murach
miasta, które czci swe korzenie, w resztkach swej przeszlosci.
- Duzo mówisz o przeszlosci,
a malo o przyszlosci...
Jak powiedzial Hrabal
"What will be must be". Przyszlosc nadejdzie sama, nieuchronnie. Jedynie
pracujac w terazniejszosci i baczac na nasza przeszlosc mozna tworzyc
i kontrolowac przyszlosc w sposób pozytywny.
- Jestes fatalista?
Realista. Ogarnia
mnie przerazenie, gdy mysle o tym wszystkim, co ludzie robia, by zniszczyc
przyszlosc ludzkosci.
Wszystkie
materialy na stronie internetowej Korczowski chronione sa prawami autorskimi.
Zadna praca nie moze byc reprodukowana, kopiowana, przechowywana, przetwarzana,
albo uzyta w calosci lub czesci, bez pisemnej zgody.
Wszystkie prawa zastrzezone.
Korczowski Copyright©
All materials appearing in this Korczowski web site are under protection
of international copyright laws.
No painting may be reproduced, copied, stored, manipulated or used whole
or in part of a derivitive work, without the written permission of Korczowski.
All rights reserved.
Korczowski Copyright©
home page
|